czwartek, 24 maja 2012
Niedocenieni & Zapomniani: Lord of The Rings - War in the North
Zdarza się, że na rynku gier komputerowych i konsolowych pojawi się tytuł, który mimo tego, że jest co najmniej dobry, ciekawy i interesujący, nie osiąga odpowiednich wyników sprzedaży i zostaje skazany na zapomnienie i niedocenienie, zarówno ze strony graczy, jak i recenzentów. Dzieje się tak z uwagi na fakt, że "moda" na dany typ tytułu minęła, albo przez premierę innej, hucznie zapowiadanej i "ważniejszej" gry. "LotR: War in the North" padł ofiarą obu wymienionych powodów. Po pierwsze, moda na "Władcę Pierścieni" niestety już nieco odeszła, nie tylko w grach komputerowych, i nie zmieni się to przynajmniej do premiery filmu "Hobbit". Po drugie, w tym samym tygodniu, w którym miała miejsce premiera gry, wydany został też hucznie zapowiadany i wyczekiwany przez całe społeczeństwo graczy "Skyrim", który okazał się wielkim hitem, zarówno jakościowym, jak i marketingowym. A tymczasem "Wojna na Północy", która jest naprawdę dobrą grą, została kompletnie zignorowana, a teraz już zapomniana. A niesłusznie, bo nie dość, że to moim zdaniem najlepsza gra z "Władcą Pierścieni" w tytule, to w dodatku jest ona naprawdę dobrym RPG-iem....
Akcja gry umiejscowiona jest równolegle do filmów, w niektórych miejscach nawet spotykamy najważniejszych bohaterów sagi, albo odwiedzamy miejsca widziane w filmach, oraz te, które znamy tylko z książek. W trakcie gry przejmujemy kontrolę nad jednym z trzech bohaterów - ludzkim Strażnikiem Eradanem, elfią czarodziejką Andriel albo krasnoludzkim weteranem Farinem. Naszym zadaniem jest wyprawa na północ Śródziemia i powstrzymanie Czarnoksiężnika Agandaura, który zbiera armię mająca wspomóc Saurona w nadchodzącej wojnie o wolność wszystkich wolnych ras zamieszkujących uniwersum stworzone przez J.R.R. Tolkiena. A dokonujemy tego w typowo hack n' slashowym stylu, młócimy przeciwników ciosami, strzelamy do nich z broni dystansowej, stosujemy bloki, uniki i kombinacje ataków, zbieramy tony potrzebnego lub mniej żelastwa do sprzedania albo wyekwipowania, a wszystko to czynimy z najwyższą przyjemnością, bowiem "War in The North" jest jednym z najbardziej grywalnych i przyjemnych tytułów, w jakie dane mi było grać w 2011 roku. Walka jest szybka, przyjemna, intensywna, widocznie inspirowana starym już, ale dalej przyjemnym slasherem "LotR : Return of the King", przy tym zawsze mamy mnóstwo zabawy z ekwipunkiem, bowiem z każdego niemalże starcia wychodzimy obładowani niebotycznie dużą liczbą mieczy, toporów, łuków czy pancerzy, które trzeba przeglądnąć, wyekwipować albo sprzedać. Zachęca to gracza do walki, oraz do myszkowania po wszystkich kątach i ukrytych skrytkach w grze, wykonywania dodatkowych zadań czy dokładnego badania każdego zdobytego przedmiotu. Przy tym gra wcale nie jest monotonna, czy też powtarzalna - każda walka wygląda nieco inaczej, stawiane są przed graczem różne wyzwania, zwiedzamy różnorodne lokacje oraz walczymy za każdym razem w innych warunkach. Gra się przyjemnie, szybko i miodnie. Nie jest to oczywiście gra doskonała, czy bardzo rozbudowana - eksploracja świata ogranicza się do tych "miejsc", które już odkryliśmy, a zwiedzać ponownie je warto tylko dla zdobycia doświadczenia, albo ponownego przeszukania wszystkich zakamarków za skrzynkami z ekwipunkiem, czy złotem. Tak samo graficznie gra nie stoi na wybitnie wysokim poziomie - jest to produkcja przyjemna dla oka, ale w roku 2011, w dobie gier takich jak Skyrim, Mass Effect 2, czy Wiedźmin 2 gra nieco odstaje - grafika zasługuje na około 7/10, i uplasowałbym ją na poziomie Dragon Age'a II, albo oczko wyżej. In plus za to dla gry służy natomiast tryb multi, w którym możemy zaprosić znajomego, żeby wcielił się w drugiego członka drużyny, i razem się przebijać przez niezliczone zastępy wrogów - uprzyjemnia to dodatkowo rozgrywkę, i sprawia, że po ukończeniu wątku głównego chce Nam się do kampanii wracać, aby ze znajomym pozabijać paru(set) orków i się dobrze bawić przy szybkiej, grywalnej i dobrze skonstruowanej sieczce ze świata "Władcy Pierścieni".
"Lord of The Rings: War in the North" jest niestety podręcznikowym przykładem tego, jak zła data premiery może wpłynąć na tragiczne wyniki sprzedaży, oraz brak zainteresowania - gdyby ta gra została wydania pomiędzy "Wiedźminem 2", a "Skyrimem", to zyskała by dużo lepsze oceny, w większym nakładzie się sprzedała, i zebrała o wiele szersze grono odbiorców. Jednakże w tym przypadku została moim zdaniem troszkę niesprawiedliwie oceniona (66/100 wg Metacritic), zupełnie zignorowana i zapomniana przez społeczeństwo graczy. Szkoda, bo to jest nie tylko bardzo przyjemna i wciągająca gra ze świata "Lord of The Rings" - jest to także szybki, intensywny i zręcznie wykonany slasher połączony z grą RPG. Nie jest to gra idealna, czy "wielka", wpisująca się złotymi literami w historię gier komputerowych, ale to jest dobra produkcja, której warto poświęcić nieco uwagi, oraz "dać się wciągnąć". Ja grze wystawiam 7+/10, uważam ją za bardzo przyjemną produkcję, polecam wszystkim graczom szukającym dobrego hack n' slasha, oraz z pewnością od czasu do czasu będę do niej wracał.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz