środa, 30 maja 2012

Powrót do przeszłości: Resident Evil 4




  Wydany w 2005 roku, początkowo tylko na PS2 oraz GameCube nowy Resident Evil napędził graczom PC niezłego strachu, bowiem domyślnie gra nigdy nie miała ukazać się na komputerach osobistych, a gracze posiadający tylko i wyłącznie "piecyki" czuli, że zostają ogołoceni z kolejnej, znakomitej serii gier, które dotychczas nie były konsolowymi "exclusivami". Na całe szczęście, Capcom w porę uświadomił sobie swój błąd, oraz w 2007 roku, dwa lata po premierze, uraczył środowisko gier PC-ową oraz usprawnioną wersją Resident Evil 4, z przystosowanym do klawiatury sterowaniem, ulepszoną grafiką oraz licznymi dodatkami. Mimo, że żadne z tych obietnic nie zostały dotrzymane, gra miała bez patcha niesamowite błędy w grafice, nie posiadała obsługi myszki, oraz nie była zbyt dobrze przeniesiona na grunt PC, to i tak nie można zaprzeczyć, że na rynek PC wydana została doskonała, rozbudowana i wciągająca gra, oraz, moim zdaniem, najlepsza część sagi stworzonej przez Capcom.

 Głównym bohaterem Resident Evil 4 jest Leon S. Kennedy, w którego poprzednio mieliśmy okazję się wcielić w drugiej części gry. Teraz jednak, po wydarzeniach w Racoon City, Leon z początkującego policjanta awansowany został na agenta do zadań specjalnych. Głównym zadaniem bohatera jest odnalezienie, eskortowanie oraz uratowanie córki prezydenta z rąk porywaczy znajdujących się w niewielkiej (na pierwszy rzut oka) europejskiej wiosce. Sama fabuła gry, wbrew pozorom, nie jest tylko i wyłącznie dla znawców i miłośników serii - dla tych przygotowane zostały smaczki, postacie i ciekawostki w rozmowach, jednakże główny wątek gry skonstruowany w sposób taki, że nawet osoby nie mające wcześniej styczności z serią z łatwością się w niej odnajdą, oraz wciągną w wydarzenia na ekranie. Sama rozgrywka jest bardzo przyjemna, zróżnicowana i wciągająca, nie można w żadnym wypadku narzekać na nudę. Tu strzelamy, tam rozwiązujemy zagadki, teraz uciekamy, żeby potem odpowiadać ogniem albo rozgrywać QTE. Ciągle coś się dzieje, bez przerwy stawiane przed nami są nowe wyzwania, przeciwnicy, warunki i miejsca, w związku z czym każda walka, zagadka, czy lokacja dają nam nowe możliwości, oraz zmuszają do ciągłego modyfikowania swojej strategii działania. Zachwycająca rzeczą jest też rozbudowanie gry - zwiedzamy wiele różnorodnych miejsc, mamy do wyboru naprawdę duże ilości broni i innego ekwipunku, możemy walczyć na wiele sposobów, oraz do celu możemy dotrzeć na wiele sposobów. Kolejną zaletą samej rozgrywki jest jej poziom trudności, który sprawia, że podczas każdego niemalże starcia musimy przemyśleć każdy krok, wybrać odpowiednich przeciwników do zabicia w pierwszej kolejności, oraz, najważniejsze - starać się oszczędzać amunicję, której w grze mamy ciągły niedosyt, a także zwracać uwagę na miejsca, które pozwolą nam zabijać wielu oponentów na raz (beczki, wyrzutnie, pułapki). Walki z bossami też są bardzo ciężkie, wymagające, ale przy tym bardzo ciekawe, oraz zapadające w pamięć, do tego stopnia, że często nie możemy doczekać się kolejnego, może i wielkiego, ale i przy tym bardzo zachęcającego wyzwania. Jedynym minusem rozgrywki jest sterowanie, które w wydaniu PC zostało potraktowane nad wyraz okrutnie - ciężko się w nim odnaleźć, modyfikowanie go niewiele pomaga, QTE przystosowane są tylko do grania na padzie, oraz, najgorsze - nie została zaimplementowana oficjalna obsługa myszki, co niekiedy zmienia celowanie w symfonię wyzwisk i klątw na Capcom oraz kompletny brak zrozumienia graczy PC. Na szczęście nie zniechęca to do gry oraz parcia do przodu, pomimo ciągłych "drobnych" problemów z celowaniem czy konieczności nauczenia się na pamięć, którą cyfrą na padzie jest który klawisz. Graficznie gra niestety też niekiedy kuleje, i nie chodzi tu wcale o rok wydania i jej postarzenie się. Sama jakość grafiki jest dość przyjemna dla oka - stonowana, mroczna, przy tym ładna i w niezłej jakości, ale okraszona, nawet teraz, po wielu łatkach, błędami graficznymi, które nigdy nie powinny mieć prawa się pojawić. Mowa tutaj o wszelakich znikających twarzach, ramionach, wypadających teksturach czy wyplucia niekiedy gry do pulpitu kompletnie bez powodu. Nie pojawiają się oczywiście cały czas, ale niekiedy potrafią dać w kość i zdenerwować, poza tym, nie powinny nigdy istnieć się w grze stworzonej przez Capcom, dwa lata po domyślnej premierze, i "dopracowanej" specjalnie do wydania PC-owego. Dźwięki w grze natomiast są przyjemne dla ucha - wszystko brzmi, jak powinno, muzyka dostosowuje się do otoczenia, i nie zostawia żadnego pola do narzekania.

   Resident Evil 4 jest bardzo dobrą, rozbudowaną i "wieczną" grą - moim zdaniem, jest to pozycja, która pomimo swoich wad, jak niewygodne sterowanie, czy błędy w grafice, jest warta zagrania i ukończenia oraz która na stałe wbiła się w kanon survival horrorów oraz częściowo go ukształtowała do obecnej formy. Jest długa, ciekawa, wciągająca, skonstruowana z dbałością o najmniejsze detale, o dopracowanej fabule i zrównoważonym stopniu trudności. Gra zasługuje na ocenę 8/10, oraz polecam odkurzenie/kupno tej pozycji - nie kosztuje dużo, a zapewni wiele godzin przyjemnej, zróżnicowanej oraz bardzo wciągającej rozgrywki.

piątek, 25 maja 2012

Krytycznym okiem: Battlefield 3



   Na nową grę z serii Battlefield czekało całe społeczeństwo graczy, zarówno tych, dla których gaming jest absolutną pasją i życiem, oraz zwykłych "casuali", w przypadku których granie ogranicza się do godzinki - dwóch wieczorem po pracy. Marka stworzona przez EA Games zawsze była dla graczy gwarancją najwyższej jakości wirtualnej zabawy, doskonałej grafiki oraz absolutnie genialnego trybu Multiplayer. Kampania reklamowa, zarówno w Polsce, jak i zagranicą, obiecywała nam wielkimi sloganami rewolucję w Multiplayer, najpiękniejszą grafikę, oraz doskonałą rozgrywkę. Ile w tym prawdy ? Bardzo dużo, ale...

  Seria Battlefield od pierwszej części cierpiała na jeden, zasadniczy mankament, przez który przegrywała z markami takimi jak "Call of Duty", czy "Medal of Honor", a mianowicie brak dopracowanego, ciekawego i wciągającego trybu Single Player. Dopiero seria "Bad Company" wprowadziła w tym temacie odpowiednie zmiany, dodana została przyjemna i warta zagrania kampania, i wydawało się, że marka stworzona przez EA przestanie się kojarzyć z grami, które warto zakupić tylko i wyłącznie dla trybu Multi. Niestety, nowa odsłona Battlefield czerpie dość dużo z korzeni serii, przede wszystkim w kwestii kampanii dla pojedynczego gracza, bowiem w porównaniu do ogólnej jakości gry tryb Single Player jest wręcz żałośnie słaby i nudny. Kampania jest okrutnie wręcz przewidywalna i powtarzalna, bohaterowie nieciekawi, nie interesuje nas fabuła, i jedynym momentem, w którym gra pokazuje "pazur" jest sekwencja w Paryżu, gdzie jako agent rosyjski mamy przechwycić bombę atomową. Poza tą jedną misją, kampania sprawia wrażenie pisanej na kolanie, i nijak ma się do całokształtu gry. Jednakże, Battlefield nigdy nie był marką tworzoną z myślą o rozgrywce Single Player, a głównym atutem i największą siłą gry był tryb Multi, który zawsze zaskakiwał czymś nowym, a przy tym był bardzo przystępny, dopracowany, oraz wciągający. EA DICE nie zawiodło graczy, i stworzyło grę, która będzie jeszcze długo nowym wyznacznikiem jakości trybu Multiplayer, i wzorem godnym naśladowania. Jest bogaty, rozbudowany, przystosowany dla każdego gracza, który lubi grać w gry FPP, oraz stworzony z dbałością o najmniejsze nawet szczegóły. Mamy ogrom opcji rozwinięcia klas postaci, niezliczoną ilość broni do dobrania, gigantyczne, ciekawe i zróżnicowane mapy, masę pojazdów, oraz niesamowitą siłę przyciągania i motywację do gry, z uwagi na zastosowany system zdobywania poziomów, który nagradza gracza nie tylko za dużą ilość zabitych, ale także za odpowiednie wykorzystanie swojej klasy czy umiejętność gry zespołowej. Dodatkowo, prócz standardowych trybów gry, jak Podbój czy Deathmatch, otrzymujemy tryb Kooperacji, polegający na wykonaniu określonych misji, za ukończenie których zostajemy nagradzani doświadczeniem oraz uzbrojeniem. Battlefield 3 definitywnie jest, i długo jeszcze będzie grą o najlepszym, najciekawszym i najbardziej rozbudowanym trybie Multiplayer, w którego będą latami grały tysiące graczy. Jest to tytuł, w którym odnajdzie się bez wątpienia każda osoba, która lubi gry FPS, niezależnie od tego, czy zależy jej na pojazdach, na rozbudowaniu, na grze zespołowej czy przyjemnej rozgrywce- ta gra ma wszystko, i każdy znajdzie w niej coś dla siebie. O ile oczywiście będzie w stanie grać, i uruchomić nowy tytuł od EA, bowiem Battlefield 3 posiada najpiękniejszy, ale przy tym najbardziej wymagający silnik graficzny, jaki został dotychczas stworzony. Strona wizualna gry powala nawet najbardziej wymagających- jest piękna, dopracowana, oryginalna, i zapiera dech w piersiach. W pełni usprawiedliwia to wymagania gry, oraz fakt, że zabawą w najwyższych detalach cieszyć się mogą jedynie nieliczni. Strona dźwiękowa gry też nie budzi zastrzeżeń - wszystkie odgłosy brzmią przekonująco, głosy postaci profesjonalnie, a dodatkowo zachwyca oryginalny i wart odsłuchania soundtrack.

  Battlefield 3 jest doskonałą wręcz pozycją dla osób, które poszukują świetnego FPS-a, który będzie oferował wielogodzinną zabawę w trybie Multiplayer, będzie rozbudowany, piekny wizualnie i dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Mimo wszystko, ta gra nie jest idealna - kuleje tryb Single Player, oraz odstraszają ogromne wymagania sprzętowe. Tym niemniej, nową część serii Battlefield oceniam na 9/10 i gorąco polecam - jest to tytuł, który gwarantuje piękną oprawę, ogrom opcji i możliwości, oraz jest źródłem niewyczerpanych wręcz pokładów doskonałej zabawy.

czwartek, 24 maja 2012

Niedocenieni & Zapomniani: Lord of The Rings - War in the North



  Zdarza się, że na rynku gier komputerowych i konsolowych pojawi się tytuł, który mimo tego, że jest co najmniej dobry, ciekawy i interesujący, nie osiąga odpowiednich wyników sprzedaży i zostaje skazany na zapomnienie i niedocenienie, zarówno ze strony graczy, jak i recenzentów. Dzieje się tak z uwagi na fakt, że "moda" na dany typ tytułu minęła, albo przez premierę innej, hucznie zapowiadanej i "ważniejszej" gry. "LotR: War in the North" padł ofiarą obu wymienionych powodów. Po pierwsze, moda na "Władcę Pierścieni" niestety już nieco odeszła, nie tylko w grach komputerowych, i nie zmieni się to przynajmniej do premiery filmu "Hobbit". Po drugie, w tym samym tygodniu, w którym miała miejsce premiera gry, wydany został też hucznie zapowiadany i wyczekiwany przez całe społeczeństwo graczy "Skyrim", który okazał się wielkim hitem, zarówno jakościowym, jak i marketingowym. A tymczasem "Wojna na Północy", która jest naprawdę dobrą grą, została kompletnie zignorowana, a teraz już zapomniana. A niesłusznie, bo nie dość, że to moim zdaniem najlepsza gra z "Władcą Pierścieni" w tytule, to w dodatku jest ona naprawdę dobrym RPG-iem....

  Akcja gry umiejscowiona jest równolegle do filmów, w niektórych miejscach nawet spotykamy najważniejszych bohaterów sagi, albo odwiedzamy miejsca widziane w filmach, oraz te, które znamy tylko z książek. W trakcie gry przejmujemy kontrolę nad jednym z trzech bohaterów - ludzkim Strażnikiem Eradanem, elfią czarodziejką Andriel albo krasnoludzkim weteranem Farinem. Naszym zadaniem jest wyprawa na północ Śródziemia i powstrzymanie Czarnoksiężnika Agandaura, który zbiera armię mająca wspomóc Saurona w nadchodzącej wojnie o wolność wszystkich wolnych ras zamieszkujących uniwersum stworzone przez J.R.R. Tolkiena. A dokonujemy tego w typowo hack n' slashowym stylu, młócimy przeciwników ciosami, strzelamy do nich z broni dystansowej, stosujemy bloki, uniki i kombinacje ataków, zbieramy tony potrzebnego lub mniej żelastwa do sprzedania albo wyekwipowania, a wszystko to czynimy z najwyższą przyjemnością, bowiem "War in The North" jest jednym z najbardziej grywalnych i przyjemnych tytułów, w jakie dane mi było grać w 2011 roku. Walka jest szybka, przyjemna, intensywna, widocznie inspirowana starym już, ale dalej przyjemnym slasherem "LotR : Return of the King", przy tym zawsze mamy mnóstwo zabawy z ekwipunkiem, bowiem z każdego niemalże starcia wychodzimy obładowani niebotycznie dużą liczbą mieczy, toporów, łuków czy pancerzy, które trzeba przeglądnąć, wyekwipować albo sprzedać. Zachęca to gracza do walki, oraz do myszkowania po wszystkich kątach i ukrytych skrytkach w grze, wykonywania dodatkowych zadań czy dokładnego badania każdego zdobytego przedmiotu. Przy tym gra wcale nie jest monotonna, czy też powtarzalna - każda walka wygląda nieco inaczej, stawiane są przed graczem różne wyzwania, zwiedzamy różnorodne lokacje oraz walczymy za każdym razem w innych warunkach. Gra się przyjemnie, szybko i miodnie. Nie jest to oczywiście gra doskonała, czy bardzo rozbudowana - eksploracja świata ogranicza się do tych "miejsc", które już odkryliśmy, a zwiedzać ponownie je warto tylko dla zdobycia doświadczenia, albo ponownego przeszukania wszystkich zakamarków za skrzynkami z ekwipunkiem, czy złotem. Tak samo graficznie gra nie stoi na wybitnie wysokim poziomie - jest to produkcja przyjemna dla oka, ale w roku 2011, w dobie gier takich jak Skyrim, Mass Effect 2, czy Wiedźmin 2 gra nieco odstaje - grafika zasługuje na około 7/10, i uplasowałbym ją na poziomie Dragon Age'a II, albo oczko wyżej. In plus za to dla gry służy natomiast tryb multi, w którym możemy zaprosić znajomego, żeby wcielił się w drugiego członka drużyny, i razem się przebijać przez niezliczone zastępy wrogów - uprzyjemnia to dodatkowo rozgrywkę, i sprawia, że po ukończeniu wątku głównego chce Nam się do kampanii wracać, aby ze znajomym pozabijać paru(set) orków i się dobrze bawić przy szybkiej, grywalnej i dobrze skonstruowanej sieczce ze świata "Władcy Pierścieni".

  "Lord of The Rings: War in the North" jest niestety podręcznikowym przykładem tego, jak zła data premiery może wpłynąć na tragiczne wyniki sprzedaży, oraz brak zainteresowania - gdyby ta gra została wydania pomiędzy "Wiedźminem 2", a "Skyrimem", to zyskała by dużo lepsze oceny, w większym nakładzie się sprzedała, i zebrała o wiele szersze grono odbiorców. Jednakże w tym przypadku została moim zdaniem troszkę niesprawiedliwie oceniona (66/100 wg Metacritic), zupełnie zignorowana i zapomniana przez społeczeństwo graczy. Szkoda, bo to jest nie tylko bardzo przyjemna i wciągająca gra ze świata "Lord of The Rings" - jest to także szybki, intensywny i zręcznie wykonany slasher połączony z grą RPG. Nie jest to gra idealna, czy "wielka", wpisująca się złotymi literami w historię gier komputerowych, ale to jest dobra produkcja, której warto poświęcić nieco uwagi, oraz "dać się wciągnąć". Ja grze wystawiam 7+/10, uważam ją za bardzo przyjemną produkcję, polecam wszystkim graczom szukającym dobrego hack n' slasha, oraz z pewnością od czasu do czasu będę do niej wracał.

środa, 23 maja 2012

Krytycznym okiem: Warhammer 40K - Space Marine



  Nie ukrywam, jako fan uniwersum Warhammera 40 000 wyczekiwałem tej gry, przede wszystkim jako odmiany od serii Dawn of War - w szczególności z ciągu tytułów z gatunku RTS na porządną, krwawą i w miarę rozbudowaną siekaninę TPP z drobnymi elementami RPG i interesującą fabułą. A że nawet, jako miłośnik "Czterdziestki" nie jestem (jako jeden z niewielu) w najmniejszym nawet stopniu miłośnikiem czy zwolennikiem "głównych bohaterów" uniwersum, czyli Kosmicznych Marines, to miałem cichą nadzieję, że ta produkcja przekona mnie nieco do ich postawy, motywacji i sposobów działania. Sama gra mnie bardzo zaskoczyła, ale niestety, nie zawsze w pozytywnym tego słowa znaczeniu...

  Głównym bohaterem gry jest Kapitan Titus, głównodowodzący Drugiej Kompanii Zakonu Ultramarines, który zostaje wysłany wraz z dwoma towarzyszami - Bratem Sidonusem i Bratem Leandrosem - na misję polegającą na odbiciu obleganego przez Orków świata, w którym produkowane są najnowocześniejsze i najbardziej zabójcze technologie Imperium. Sama fabuła gry jest niezła, mamy parę ciekawych zwrotów akcji, dużo się dzieje, spotykamy parę dobrze wykreowanych postaci i nieoczekiwanych sojuszników (i przeciwników), ale nie jest to nic wybijające się ponad przeciętność, w dodatku fabuła od pewnego momentu staje się dość przewidywalna i nudna. Na pochwałę zasługuje natomiast zastosowany w grze system walki wręcz- może i nie jest bardzo rozbudowany czy finezyjny, ale idealnie pasuje do ogólnego zamysłu produkcji - jest szybko, krwawo, a my młócimy zielonoskórych (i nie tylko) w ilościach hurtowych, w międzyczasie w miarę potrzeby lecząc się za pomocą krwawych finisherów. W trakcie gry zdobywamy kolejne, coraz lepsze bronie oraz zdolności, które przyspieszają i urozmaicają sieczkę, jak choćby zdolność wpadania w szał, plecak odrzutowy, czy też lepsze uzbrojenie, włącznie z siejącym największą zagładę młotem energetycznym. Tak samo odpowiednio do tego został wkomponowany system do walki na dystans - w większości przypadków Nasz bohater trzyma broń do walki wręcz w jednej ręce, w drugiej natomiast dzierży pistolet, których w grze otrzymujemy parę rodzajów, podobnie jak i większych broni strzeleckich, jak karabiny, granatniki i snajperki, które też w trakcie walki są potrzebne do odpierania pierwszej fali wrogów bądź likwidowania strzelców, bowiem Space Marine bynajmniej nie jest grą łatwą. Sama rozgrywka jest przyjemna i odprężająca, ale nie jest to dobra gra do spędzenia całego wieczoru / nocy gry, bowiem w zbyt dużych ilościach staje się nudna i powtarzalna - najlepiej grać tak po godzinie-dwie dziennie, wtedy mamy najlepsze wrażenia z gry i do samego końca chce nam się ją uruchamiać. Gdybym miał podsumować samą rozgrywkę Single Player, to gra byłaby taka sobie - fabuła jest tylko "niezła", nie wciąga gracza, a jedyną motywacją do parcia do przodu jest żądza mordu i "wyżycia się", a sama walka też nie została skonstruowana idealnie, i zdarza nam się zginąć tylko dlatego, że system walki ma pewne wady, jak na przykład brak rzeczywistego bloku. Dużo grze pomaga natomiast tryb Multiplayer, który bardzo przedłuża rozgrywkę i jest o wiele bardziej wciągający i ciekawy, niż sama kampania. Możemy stworzyć własny schemat Kosmicznego Marine, wybrać klasę postaci, zdobywamy kolejne poziomy, a w miarę ich zdobywania odblokowujemy coraz lepszy ekwipunek i umiejętności. Może i nie ma wielu trybów gry - mamy tylko Deathmatch/Team Deathmatch, oraz tryb Survivalu ,gdzie walczymy z niezliczonymi falami wrogów - ale w zupełności to wystarczy, bowiem zarówno walki między graczami, gdzie wszyscy są potężnymi Kosmicznymi Marines,a pojedynki mogą trwać i trwać, jak i odpieranie z towarzyszami fal orków zostało skonstruowane w bardzo dobry, i zręczny sposób, dzięki czemu na rozgrywce Multi spędzamy dużo więcej czasu, niż przy grze samemu - w moim przypadku, jak kampanię skończyłem ledwo, tylko na potrzeby recenzji, tak w trybie Multi miejscami bawię się do teraz.

  Sama grafika gry stoi na bardzo dobrym poziomie - tekstury wysokiej jakości, wykorzystanie najnowszych efektów, oraz pięknie wykonane detale dają razem bardzo ładny efekt, i zamieniają miejscami rzeźnię w artystyczną symfonię zniszczenia. Tak samo do udźwiękowienia nie mam najmniejszych zastrzeżeń - zarówno wybuchy, strzały, uderzenia i krzyki brzmią tak samo przekonująco i ostro. Podsumowując samą grę - ja na najnowszej produkcji Relic nieco się zawiodłem. Spodziewałem się gry, która mnie niesamowicie wciągnie w kampanii, przekona do postaci Space Marines i będzie źródłem doskonałej zabawy, a na tryb Multiplayer nie zwracałem nawet uwagi - sytuacja jest dokładnie odwrotna od tego, czego się spodziewałem, i jedyną rzeczą, która przy tej grze mnie jeszcze trzyma, jest tryb Multi właśnie, a w trybie Single Player wątpię, że jeszcze kiedykolwiek zagram. Gra jako całość zasługuje na 7+/10 - polecam albo fanom Space Marines, albo osobom, które oczekują od tej produkcji tylko i wyłącznie "wieczorowego relaksatora" i przerwy od poważniejszych tytułów. Ja sam czasami zawitam na chwilkę do Multiplayer, Kosmicznych Marines dalej nie jestem fanem, i chyba jako zwolennikowi Tau pozostaje mi czekać na remake gry "Fire Warrior", który będzie lepszy i bardziej grywalny od oryginału.

wtorek, 22 maja 2012

Powrót do przeszłości: Star Wars: Knights of the Old Republic II: The Sith Lords.


 Z pewnością opisywana tutaj gra jest tytułem, który w swojej karierze gracza ukończyłem największą ilość razy - KotOR II został przeze mnie ukończony, bagatela, 12 (tak, dwanaście!) razy, z czego za każdym razem odkrywałem kolejną ciekawostkę, przygoda wyglądała troszeczkę inaczej i w inny sposób podchodziłem do samej rozgrywki. Jest to tytuł, który był dla mnie absolutnym konikiem, albowiem nie dość, że jest umiejscowiony w świecie Star Wars, ma naprawdę mroczny (w porównaniu do części 1) klimat, to jeszcze jest świetnym, rozbudowanym i przyjemnym RPG-iem z ładną oprawą graficzną i genialną fabułą. Czego chcieć więcej ?

  Akcja gry ma miejsce 4000 lat przed filmami, oraz pięć lat po wydarzeniach w części pierwszej gry, w której to konflikt między Jedi a Sithami został zażegnany. Jednakże wojna zebrała w galaktyce straszliwe żniwo- zdecydowana większość Jedi zginęła, bądź została zmuszona do ukrywania się, a Sithowie wzniecają kolejne spory oraz polują na pozostałych przy życiu członków zakonu Jedi, by ich zabić, lub przeciągnąć na swoją stronę, tym samem mając wolną rękę do przejęcia pełnej kontroli nad galaktyką. Gracz wciela się w postać jednego/jednej z ostatnich Jedi, który/a został wygnany/a z Zakonu, teraz natomiast pozostaje jego jedyną nadzieją na ocalenie. Możemy wybrać płeć naszej postaci, dopasować twarz i charakterystyki oparte na znanym wszystkim systemie z Dungeons & Dragons. Pole manewru jak na dzisiejsze czasy nie powala, mamy zaledwie parę twarzy do wyboru, nie możemy wpłynąć na budowę czy ustalić charakteru naszego bohatera/ bohaterki, jednak ta ostatnia cecha zmienia się zależnie od naszych czynów i sposobu prowadzenia rozmów. Kwestia, czy opowiadamy się po jasnej, czy ciemnej stronie mocy ma też znaczenie dla spraw takich jak podejście NPC oraz towarzyszy do postaci gracza, rozwój naszej postaci, oraz zakończenie. Gra jest naprawdę długa, a w dodatku, jeżeli wykonujemy wszelkie misje poboczne i zależy nam na wymaksowaniu relacji i wątków między bohaterem a jego towarzyszami, to możemy być pewni dwóch rzeczy- że gra zajmie nam z pewnością więcej, niż teoretyczne 40 godzin, oraz, że do gry będziemy musieli podejść parę razy, bowiem często rozwinięcie relacji z jedną postacią, zależnie od naszych wyborów oraz tego, czy opowiadamy się za dobrem czy za złem, blokuje nam możliwość lepszego "dogadania się" z inną. Do powtarzania gry i bawienia się za każdym razem innym sposobem walki zachęca Nas także system rozwoju postaci oraz liczba dostępnych perków, broni, i stylów posługiwania się nią- nasz bohater może opanować 7 stylów walki mieczem świetlnym i mocą (dostępnych w grze jest około 20), i zależnie od kolejności, w jakiej odwiedzamy planety, oraz którego mistrza spotkamy / jakie zadanie wykonamy, za każdym razem nauczymy się innych sztuk walki, z czego każda może okazać się w pewnej sytuacji użyteczna, zależnie od tego, z czym nasz bohater będzie miał do czynienia. Kolejnym elementem, który bardzo uprzyjemnia i urozmaica rozgrywkę, jest tworzenie własnych przedmiotów oraz ulepszanie już istniejących- w końcu, który fan Star Wars nie chciałby ruszać do walki z wykonanym od podstaw swoim mieczem świetlnym ? Tutaj, posiadając odpowiednie umiejętności, oraz wystarczająco dużo składników, możemy spędzić godziny na dopieszczaniu swojego narzędzia zniszczenia- możemy wstawić dodatkowe kryształy, zmienić części, kolor.. Możliwości złożenia miecza/mieczy jest ogromna liczba, podobnie jak opcji ulepszenia pancerzy/szat/broni palnej i zwykłej broni białej. Sam system walki, w którym skorzystamy z naszych dopieszczonych zabawek, też nie ma absolutnie żadnych wad- walki są szybkie, dużo się dzieje, trzeba myśleć i stosować odpowiednią strategię oraz zdolności, a przy tym jest prosty w obsłudze i intuicyjny, zatem nie będziemy musieli się męczyć z przydługimi i ciężkimi walkami, w których jeden zły krok oznacza śmierć, jak to było na przykład w Icewind Dale czy Fallout.

  Grafika i udźwiękowienie, mimo premiery gry w roku 2005, nie postarzała się w jakiś szczególnie bolesny sposób, oraz nie bije po oczach brak najnowszych efektów i genialnych animacji. Zamiast tego dostajemy świetnego RPG-a, rozbudowanego, mrocznego, z masą możliwości, ogromem zadań do wykonania, opcji rozwoju postaci oraz ekwipunku do wypróbowania, oraz światem Star Wars w swoim najlepszym wydaniu, mimo braku postaci rodem z sagi filmowej. KotOR II dzisiaj, pomimo podstarzałej grafiki i braku pewnych "bajerów" dalej jest wart odkurzenia i zagrania- wystawiam tej pozycji zasłużone 9/10, oraz polecam każdemu fanowi Star Wars oraz dobrych gier RPG. 

poniedziałek, 21 maja 2012

Moja gra miesiąca: Alan Wake PC



  Graczom PC długo przyszło czekać na nadejście nowej produkcji od studia Remedy, ale definitywnie było warto - dla mnie, jako dla fana powieści Stephena Kinga oraz smakosza wszelakich dobrych i klimatycznych horrorów ta gra jest prawdziwym przejawem doskonałości i pozycją, do której z pewnością będę co jakiś czas powracał, żeby ponownie przeżyć tak wyjątkową, ciekawą i zaskakującą historię, w dodatku w bardzo przyjemnej oprawie i doskonale skonstruowaną. Zatem, zapraszam do Bright Falls..

  Bohaterem gry jest Alan Wake (nie do odgadnięcia, co ?), sławny pisarz amerykański, który cierpi od pewnego czasu na niemoc twórczą, w związku z czym jego żona zabiera go do małego, malowniczego miasteczka Bright Falls, w stanie Waszyngton, żeby nasz bohater podreperował zdrowie psychiczne i zaczął pisać kolejną powieść, jednakże zamiast tego Alan zostaje wciągnięty w wir tajemniczych wydarzeń i istot chcących zniszczyć owe sielankowe miasto. Już od pierwszego zdania, ogólny zarys fabuły, klimat i wydarzenia - gra w każdym, najmniejszym nawet calu jest jakby dotknięta ręką Stephena Kinga, dzięki czemu ma taki świetny, wyjątkowy nastrój, bardzo ciekawą i wielowątkową fabułę, oraz świat, w którym nic nie jest oczywiste. Bardzo zadowalające jest także to, że gra nic nie traci na klimacie w miarę grania, i nie "rozjeżdża się" jak to miało miejsce w przypadku np "Call of Cthulhu: Dark Corners of the Earth", gdzie od połowy kampanii uczucie grozy i strachu zostało w bezprecedensowy sposób rozstrzelane. W przypadku Alana Wake'a cały czas klimat jest gęsty, mglisty, niesamowicie mroczny, a przy tym bardzo przyjemny w odbiorze - mamy masę nawiązań do popkultury, do filmów i książek S.Kinga, do świata muzyki lat 70' i 80', do innych pisarzy powieści grozy, jak Poe czy Lovecraft. Czujne oko i ucho wychwyci takich smaczków setki, i natykamy się na takowe co krok. Jednakże bynajmniej nie odwraca to uwagi od "ciężkości" klimatu i grozy wydarzeń, jakie widzimy na ekranie. W dodatku groza owa nie jest budowana poprzez walkę, jak to ma miejsce w serii "Aliens vs Predator", czy "Dead Space"- w przypadku gry studia Remedy, po pierwsze, walki mamy dość mało, i nie są bardzo trudne (mimo, że wymagają zręcznych rąk i umiejętności wykorzystywania otoczenia), a po drugie, klimat i groza budowane są poprzez tajemnice, rozmowy, i przerywniki filmowe, co w przypadku gry komputerowej nie jest takie proste, a twórcom się w 100% udało. Powiodło się także zbudowanie świetnej mechaniki, która nie przeszkadza w rozgrywce, i co więcej - została tak wkomponowana, że nie czujemy niemalże czynności, i po ok pół godzinie gry wykonujemy wszystkie akcje zręcznie i bezproblemowo - nie ma tutaj zbędnego utrudniania i komplikowania rozgrywki, tylko kolejne "nowości", które zbieramy w trakcie gry, jak mocniejsza latarka, granaty błyskowe, czy Flare gun (na polski przetłumaczona jako "rakietnica") sprawiają, że walki, które musimy toczyć albo zagadki, które trzeba rozwiązać mają ten sam, umiarkowanie zrównoważony poziom trudności, który ani nie jest "samograjem", ani nie jest też blokadą, która sprawia, że zamiast skupiać się na fabule, niepotrzebnie stajemy na jakimś jednym, wyjątkowo skomplikowanym i przesadzonym fragmencie. To samo się tyczy wszelakich zagadek logicznych, na które się natykamy od czasu do czasu w grze - wystarczy stanąć, pomyśleć, i spokojnie rozwiązać, nie ma żadnych nieprzyjemnych zagrań w stylu przebycia całej mapy po kluczyk, żeby potem musieć wracać tą samą drogą. Wszystko kręci się wokół fabuły i klimatu gry, i jest skonstruowane w sposób, dzięki któremu mamy jeszcze lepszy odbiór tego, co się dzieje na ekranie. Podobnie z oprawą graficzną, której bardzo ciekawy i ładny styl sprawiają, że niemalże czujemy, jakbyśmy doświadczali czegoś niewytłumaczalnego - kiedy zbliża się Mrok, albo przeciwnicy, to ekran zaczyna się rozmazywać i pokrywać ciemnymi przetarciami, natomiast wszelakie oświetlenia są wykonane w taki ciepły i kojący sposób, że stanie w jakimkolwiek jasnym miejscu naprawdę gracza uspokaja. Do jakości grafiki, tekstur i efektów też nie można się przyczepić, bo stoi ona na wysokim poziomie- mamy bardzo ładne tekstury, przekonujące efekty, i dobrą animację. Jedynym mankamentem strony wizualnej gry jest taka sobie jakość konwersji PC- nawet na mocnej konfiguracji, gra potrafi spowolnić animacje na parę sekund kompletnie bez powodu. Najmniejszych zastrzeżeń nie budzi także oprawa dźwiękowa- poza przekonującymi dźwiękami i miłym dla ucha ambientem mamy także świetne kawałki muzyki rockowej mniej znanych, amerykańskich kapel, bądź też zespoły specjalnie stworzone na potrzeby gry (Old Gods of Asgard) - bardzo przyjemne dla ucha, zróżnicowane kawałki, każdy w jakiś sposób pasujący do klimatu typowego "American Horror".

  Podsumowując - ta gra jest naprawdę świetna. Dla każdego fana horrorów, czy to w wydaniu growym, literackim czy filmowym, dla fanów Stephena Kinga, dla osób kochających przygodówki z ciekawą fabułą, dla osób lubiących gry "z innej beczki" - pozycja absolutnie obowiązkowa. Sam grę w 100% polecam, wystawiam jej 9+/10 : połówkę punktu ucinam za problemy z optymalizacją, oraz lekką liniowość, która i tak nie przeszkadza w żaden sposób w prowadzonej rozgrywce. Naprawdę warto kupić i zagrać - nie pożałujecie.

Newsy: Wymagania Max Payne 3 - czy aby na pewno potrzebny komputer z NASA ?



  Owszem, jestem ogromnym fanem postaci Maxa Payne'a, jest to jeden z bohaterów gier, z którym się związałem najbardziej w swojej karierze gracza, oraz jest On jedną z moich ulubionych postaci fikcyjnych w ogóle, a także największym swojego rodzaju "wzorcem". Dlatego już od pierwszej wiadomości dotyczącej tworzenia kolejnej części przygód swojego ulubionego bohatera śledziłem cierpliwie każdy news, screen, wywiad czy zapowiedź. I dlatego też ciężkim szokiem była dla mnie opublikowana niedawno wiadomość dotycząca wymagań sprzętowych Maxa Payne'a 3: procesor 6-rdzeniowy, 16 GB RAM-u, oraz karta graficzna z 2gb w środku- taki komputer posiada naprawdę wąskie grono odbiorców, NASA oraz sam Rockstar Games. Ale jednocześnie podano przy tym wymagania minimalne, całkiem przyzwoite: 2 GB RAM, procesor dwurdzeniowy, GF 8600. Pytanie tylko, czy owe "minimalne" wymagania, oznaczają tyle, że grę da się uruchomić na tym komputerze, i się męczyć szybkością 20-30 klatek, czy może są to minimalne wymagania, na których gra, po uprzednim wyłączeniu wszelkich dodatków, oświetleń i tym podobnych, będzie działać w przyzwoitych 50-60 FPS ?
  Odpowiedź na to pytanie niestety poznamy dopiero po tym, jak grę będziemy już mieli w domu, bowiem niemożliwym jest na to pytanie odpowiedzieć przed jej zakupem - nie ma co liczyć na Rockstar w owej kwestii, bo na pewno nie udzielą szczerej odpowiedzi, w obawie przed utratą klientów, którzy wymagań się przestraszą, wersja demonstracyjna, najlepszy w tym przypadku środek, też nie zostanie wydana. Nie możemy też się sugerować, że wymagania minimalne na pewno pozwolą nam na w miarę komfortową grę- w końcu w przypadku Battlefield 3, który powinien na komputerach o konfiguracji nawet wyższej niż minimalna działać umiarkowanie dobrze, tnie się wręcz niemiłosiernie, z uwagi na fakt, że nowy BF ma silnik ,który pobiera okrutne zapasy energii i pamięci systemowej, i tak samo będzie w przypadku engine'u napędzającego nowego Maxa Payne'a. Nieco bardziej optymistyczny, i, mam szczerą nadzieję, że zastosowany u Maxa scenariusz polega na zabiegu, który został wykorzystany na przykład w Crysis 2, albo Wiedźminie 2 - mianowicie na stworzeniu silnika, który będzie na tyle "rozciągnięty" pod względem konfiguracji komputerów, iż będzie w stanie działać płynnie nawet na niezbyt mocnym PC, z zachowaniem pewnych detali, żeby gra wyglądała przyjemnie dla oka, a jednocześnie jest w stanie po włączeniu wszystkich tekstur, efektów i bajerów widocznych tylko na odpowiednim monitorze i przez odpowiednio wprawne oko, wycisnąć siódme poty z komputera rodem z NASA i wyglądać zjawiskowo. W przypadku Wiedźmina 2 efekt był nad wyraz zadowalający, bowiem mimo teoretycznie wysokich wymagań zalecanych mógł w niego grać każdy, nawet o słabszej konfiguracji, i cieszyć się grą na przyzwoitych detalach z dobrą albo lepszą liczbą klatek na sekundę. Mam szczerą nadzieję, że tworząc silnik Maxa Payne'a 3 twórcy poszli w tą drugą stronę, i nawet posiadacze zwyczajnych PC, nawet sprzed dwóch-trzech lat, będą mogli cieszyć się płynną i przyjemną dla oka grą.
  Wielu z Nas zadaje sobie teraz zapewne pytanie, czy nasz komputer pociągnie Maxa Payne'a w przyzwoity sposób, i czy nie będziemy musieli się męczyć z zakupioną grą na 30 FPS, albo gorzej- będzie niegrywalna, i do kupienia nowego PC będziemy zmuszeni patrzeć na pudełko z grą ze świadomością, że Nasz wiekowy PC powiedział Maxowi "Nie przejdzie". Ja osobiście w przyszłym miesiącu prawdopodobnie Maxa Payne'a 3 zakupię, i umieszczę a propo działania i rzeczywistych wymagań gry stosowny artykuł. Zatem bez obaw, koledzy gracze, do połowy czerwca dowiecie się, czy Wasz komputer jest w stanie uciągnąć nową produkcję Rockstar Games.

niedziela, 20 maja 2012

Kulą w płot: Wolfenstein (2009)




  ID Software, studio kojarzone z takimi klasykami i absolutnie genialnymi grami, jak Wolfenstein (1992), czy też dwie pierwsze części Doom (1994 i 1995), a także Quake (1996) od 2004 roku niestety cierpieli na coraz to gorszą tendencję zniżkową - najpierw koszmarnie nudny i kosmicznie nieudany Doom 3, zapowiadany jako absolutnie genialna, doskonała i godna poprzedniczek gra, następnie równie bezwartościowy dodatek do owej sprawiły, że ludzie przestali bezgranicznie wierzyć w ID jako producenta, który jest autorem samych genialnych tytułów. Kolejno Quake IV i Enemy Territory: Quake Wars dały graczom sygnał, że w ID software musiało stać się coś bardzo niedobrego, albowiem każdą swoją genialną i wyjątkową serię doprowadzali do bardzo słabego i niegodnego siebie końca- Quake IV okazał się grą bardzo podobną do Dooma 3, tak samo miałką i nieciekawą, a Enemy Territory: Quake Wars, z uwagi na zaporową cenę i nudną rozgrywkę sprawił, że już w niedługi czas po premierze serwery gry ziały przerażającymi pustkami. Dlatego też ich kolejna hucznie zapowiadana gra - kolejna część Wolfensteina - była szansą na ratunek dla studia i odzyskanie twarzy, oraz wiary w to, że któraś z serii pierwszych FPS-ów zostanie odpowiednio pociągnięta dalej. Niestety, po raz kolejny ID Software, nawet pomimo wsparcia ze strony Raven Software, dało ciała, moim zdaniem - po całej linii.

  Bohaterem nowej części Wolfensteina ponownie jest nasz stary druh- B.J. Blazkowicz, który po raz kolejny musi powstrzymać Nazistów przed zdobyciem Wunderwaffe i połączenia ich sił z innymi, mrocznymi istnieniami przywoływanymi za pomocą okultyzmów i eksperymentów. Dokonuje tego za pomocą starych, sprawdzonych  metod połączonych ze znalezionym, tajemniczym amuletem, który daje nam parę różnych zdolności, wspomagających walkę i zwiększających nasze szanse w starciu z bossami. Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że gra jest bezczelnie, okrutnie i beznadziejnie nudna, do tego stopnia, że już od drugiej- trzeciej misji entuzjazm gracza spada do zera, i do samego końca grę najlepiej przechodzić małymi wypadami, po pół godziny- godzinę, żeby nie usnąć nad klawiaturą. Jest huk, są eksplozje, Niemcy, tajemnice, bossowie i wsparcie ze strony amuletu - tylko że prawdziwej frajdy i siły przyciągania tak jakoś brak. Fabuła jest marna i bez polotu, kompletnie nie interesują gracza przerywniki filmowe, podobnie jak nie jesteśmy zainteresowani tym, co spotkamy za rogiem, bo i tak mamy świadomość, że na pewno nie będzie to jakiś zaskakujący zwrot akcji, tylko kolejny "wyjątkowy" boss, z którym czeka nas 10 minut szarpania i pakowania w niego kul. Graficznie i dźwiękowo jest już trochę lepiej- jak na 2009 rok, to wizualnie gra stoi na całkiem przyzwoitym poziomie- aczkolwiek też rewelacji nie ma. Podobnie z trybem Multiplayer- jest ok, przyjemnie sobie postrzelać na sieci, jest frajda i jakaś odmiana od Modern Warfare, ale też bynajmniej nie jest to poziom Quake'a 3, w którym do dzisiaj jest pełno aktywnych i pełnych serwerów.

  Szybko podsumowując- ta gra jest niezła. Można postrzelać, odprężyć się po całym dniu pracy/szkoły i odmóżdżyć przez godzinkę maks dla rekreacji czy poćwiczyć celność. Jednakże pod żadnym pozorem ta gra nie zasługuje na noszenie tytułu Wolfenstein. Pod innym tytułem, tworzona przez inne studio, ta gra zasługiwała by na takie 6+/10, bo dobrze działa jako relaksator przez godzinkę wieczorem. Natomiast, jako gra z serii Wolfenstein, tworzona przez ID Software, mogę wystawić jej ocenę maksymalnie 5/10. Nieładnie, ID, nieładnie.

Krytycznym okiem: The Darkness 2 PC



Pierwsza uwaga- przed zapoznaniem się z grą postać głównego bohatera, Jackiego Estacado znałem dość mętnie- jako zapalony czytelnik komiksów byłem ogromnym fanem Spawna, Batmana i Lobo, a komiksy The Darkness nigdy specjalnie nie zwróciły mojej uwagi. A po kontakcie z grą w sumie żałuję, bo uniwersum i postać bohatera w miarę przypadły mi do gustu. Ale koniec ze zbaczaniem z tematu, pora bliżej przyjrzeć się tej całkiem ciekawej, ale kompletnie niepotrzebnie wydanej na PC gierce.

Zaczynając od początku: nie rozumiem twórców, oraz wydawców owej gry, skąd pomysł wydawania części drugiej "The Darkness" na PC, skoro pierwsza część była wydana wyłącznie na Xbox 360 oraz PS3. O ile zabieg wydawania jakiejś serii "od środka" miał jakikolwiek sens w przypadku takiego Devil May Cry, ponieważ pierwsza część wydana na PC była prologiem do całej serii, a kolejna nie była w żaden sposób związana z wydarzeniami pierwszych dwóch gier, wydanych tylko na PS2, tak w przypadku "The Darkness 2" zostajemy od razu wrzuceni w wir wydarzeń, których nie rozumiemy, i które nie zostają nam w jakimkolwiek prologu wyjaśnione. Nie wiemy, co się działo dotychczas, nie wiemy, jak zginęła i z czyjej ręki ukochana głównego bohatera, która przewija się przez całą produkcję, nie mamy nawet podanego żadnego konkretnego skrótu, co się działo w pierwszej odsłonie gry. Owszem, dostajemy "w prezencie" od wydawcy wydanie zbiorcze komiksów w wersji elektronicznej, żebyśmy mogli się lepiej zapoznać z wydarzeniami ze świata gry oraz oględnie rozumieli, o co chodzi w całej rozgrywce, ale i tak to moim skromnym zdaniem nie wynagradza graczom PC faktu, że zostali potraktowani po macoszemu i muszą się bawić w czytanie na siłę, żeby cokolwiek z gry rozumieć, zamiast mieć jakikolwiek wgląd w pierwszą część gry, na przykład skonwertowaną i dodaną na PC gratis zamiast komiksów.
Co do samej gry- z pewnością cechuje ją jeden z najładniejszych stylów graficznych, jakie dane mi było widzieć od bardzo dawna- pseudo cell-shading, zawieszony gdzieś pomiędzy typowym komiksem a realizmem. Tekstury wyglądają bardzo miodnie i dokładnie, efekty są świetne, detale prezentują się doskonale, a jednocześnie wszystko jest owiane delikatną, kreskówkową otoczką, co sprawia, że mamy wrażenie, jakbyśmy uczestniczyli w ożywionym odcinku komiksu, albo interaktywnym filmie animowanym. Bardzo krwawym filmie animowanym. Tak, owszem, umiejętności bohatera, oraz jego "sojusznicy" w postaci macek oraz diablika robią na ekranie jedną z najostrzejszych i najbardziej brutalnych rzeźni, jaką widziałem w grach w ogóle. Ucięte kończyny, rozpruwanie na części ,rozszarpywanie, rozłupywanie, rozkrawanie, i wszystko oblane hektolitrami krwi- gra w pełni zasłużenie otrzymała PEGI +18, bo przy zastosowanym stylu graficznym wszelkie obrzydliwe i straszne detale ukazane są wręcz z przerażającą dokładnością. A i ową rzeźnię z naszym bohaterem w roli głównej rozkręcamy z najwyższą przyjemnością, bowiem twórcy stworzyli niesamowicie prosty w obsłudze, efektowny, a przy tym efektywny i użyteczny system walki, w którym jednoczesne używanie w sumie 4 kończyn (jednej pary rąk, uzbrojonej w broń palną, oraz jednej pary macek) przychodzi z nadzwyczajną łatwością- bez problemu i wahania, którego klawisza użyć, jednocześnie ciskamy jednym przeciwnikiem, rozszarpujemy drugiego, i strzelamy z dwóch pistoletów wzmocnionych w międzyczasie mroczną energią. Jest szybko, jest krwawo, i bardzo przyjemnie. Przy tym jest też miejscami dość trudno, co jest ogromnym plusem dla samej gry- nie jest to poziom Assassin's Creed, gdzie gra "idzie sama", tylko miejscami musimy naprawdę pomyśleć i się nakombinować, żeby uśmiercić swoich oponentów. Duży soczek dla twórców za to, bo zasługują, bowiem jestem ogromnym przeciwnikiem gier, które przechodzi się "z marszu", i pieśnią na ustach- jest wyzwanie, jest zabawa, czego najlepszym dowodem jest własnie The Darkness 2.
Sama fabuła, o ile wcześniej nam się chce poznawać przedstawiony świat za pomocą komiksów, albo sami go pamiętamy z czasów, jak czytaliśmy- jest interesująca i całkiem nieźle nas wciąga, bowiem nie jest w żaden sposób przewidywalna czy oklepana- przemy do przodu, ciekawi tego, co spotkamy za rogiem i co czeka naszego bohatera. Jedyną poważną bolączką gry jest tryb Multiplayer, nieco zabiedzony- mamy do wyboru jedną z czterech dodatkowych postaci, każdą dysponującą inną "bronią Ciemności" i wykonującą misje poboczne ze znajomym (lub bez) w trybie kooperacji. Przedłuża to żywotność rozgrywki (sama fabuła starcza na ok 15-20 godzin zabawy), i ją urozmajca, ale żadnego szału nie ma.

Moja ocena gry to 8-/10. Jest fajnie ,szybko, brutalnie i intensywnie, w ładnej otoczce graficznej i z wciągającą fabułą. Jedyne, co poważnie podczas seansu boli ,to potraktowany po macoszemu tryb multi, oraz fakt, że gracze PC zostali przez twórców potraktowani jako klient drugiej kategorii- dużo lepiej by twórcy zrobili ,przedtem wydając na PC skonwertowaną część pierwszą, a potem dawać Nam kolejną odsłonę. Tym niemniej grę polecam, uważam, że będziecie się przy niej dobrze bawić.

środa, 16 maja 2012

Powitanie :)

Blog został założony jako pole do ćwiczeń oraz motywacja do pisania recenzji, zapowiedzi, newsów i ciekawostek na temat gier- raz nowszych, raz starszych, co akurat mi przyjdzie na myśl :) Pozdro i miłej lektury :)