niedziela, 28 sierpnia 2016

Kulą W Płot: No Man's Sky


I oto się pojawił. Po latach przesunięć, interesujących pokazów, kontrowersyjnych ruchów i złotoustych wywiadów - No Man's Sky wreszcie zawitał na PeCetach oraz konsolach PS4, wywołując burzę. Niektórzy określili grę najlepszym co trafiło się grom komputerowym od lat, broniąc swojego "zbawiciela" za pomocą ataków DDoS na serwery krytyków czy też, staromodnie - groźbami śmierci, rozczłonkowania i spalenia żywcem. Inni natomiast przyjrzeli się z bliska, porównali to co dostaliśmy z tym co "było obiecanym" - i zobaczyli nic innego jak jawne, obrzydliwe kłamstwo i książkowy przykład toksycznej kultury hype'u i preorderów. Fakt po której stronie ja stanąłem można podsumować bardzo łatwo - nadal posiadam swój mózg umieszczony w czaszce i uważam No Man's Sky za pożałowania godny, nudny jak flaki w oleju, bezcelowy i standardowy jak diabli Surival Game, sprzedawany za kosmiczne (ha, ha..) pieniądze jako coś dalece bardziej ambitnego, czym bynajmniej nie jest. 


No Man's Cry? 

  Po ekranie powitalnym i piekielnie długim ładowaniu zostałem uraczony widokiem własnego rozbitego statku, wyglądającego jak połączenie Fiata Multipla z X-wingiem oraz panoramą całkiem ładnej planety - gęstego lasu z formacjami skalnymi w oddali. "Napraw swój statek", brzmiał pierwszy komunikat - jednak jak, co zrobić i w jaki sposób, nie raczył już wyjaśnić. Wsiadłem więc do kokpitu w którym czekała na mnie informacja o materiałach koniecznych do naprawy dwóch ( w sumie to trzech ) rodzajów silnika oraz chyba jeden z najgorszych interfejsów, jaki widziałem w życiu. Wiem, że na ogół nie zwracam nawet na to uwagi grając czy pisząc recenzje jednak jasny gwint - czegoś tak nieintuicyjnego, nieczytelnego i niebotycznie amatorskiego nie widziałem chyba jeszcze nigdy. Czemu mam przytrzymywać kliknięcie przed wykonaniem każdej akcji? Dlaczego mam osobne klawisze pod przeniesienie przedmiotu/materiału ze slota do slota a z ekwipunku na statek? Dlaczego elementy wyposażenia naszego awatara i Multiplomyśliwca zajmują te same sloty co przestrzeń ładunkowa? Nie potrafię na to odpowiedzieć, podobnie jak nie chcę nawet myśleć kto i z jakim złowieszczym planem mógł taką katastrofę projektować. Stwierdziłem jednak "spokojnie, nie wyskakujmy przed orkiestrę, przecież tutaj o eksplorację planet i kosmosu chodzi, ma być klimat i wolność, cytowanie Star Treka i tak dalej" - i zabrałem się do powolnego zbierania materiałów, zwiedzenia i szukania ciekawostek planety. Po kilku godzinach i dokonaniu większości ewentualnych napraw stwierdziłem że najwyższa pora opuścić dziurę w której wylądowałem, i wybrać się w niezbadane rejony kosmosu. Tutaj pierwszy (i jedyny..) raz gra dostała "kopa" i mi zaimponowała - nigdy wcześniej nie spotkałem się z widokiem planety na nieboskłonie, sąsiadującej z tą którą zwiedzałem, i pełną świadomością że "hej, ja tam mogę lecieć i polecę". I owszem, pewien czas od wystartowania gra utrzymywała mnie w zainteresowaniu - nowymi planetami, podróżami nadprzestrzennymi, możliwością kupna nowego, ładniejszego statku, różnorodnością miejsc jakie odwiedziłem. Po pewnym czasie jednak, wraz z monotonią zaczęła uderzać mnie pewna świadomość..


No Man's Lie!

  Coś zupełnie nowego? Możliwość eksplorowania nieskończonego kosmosu, unikalnego przy każdym generowaniu? Wyjątkowe, niepowtarzalne doświadczenie? Wrażenie uczestniczenia w żyjącym świecie Sci-Fi? 
Podłe żarty i bezczelne kłamstwa napędzane przez machinę hype'u, media i twórców do samej premiery gry, i nawet po niej. Czym natomiast No Man's Sky naprawdę jest, to połączeniem najgorszych elementów gry Survivalowej z potwornie ubogim Shooterem i przerażająco tępą ekonomią świata. I każdy jeden gracz zobaczy to już po kilku godzinach, kiedy tylko różowa mgiełka opuści jego umysł, bowiem "magia" tej produkcji leży tak naprawdę w tym co sobie wyobrażamy, co może tkwić za horyzontem i jakież to cuda możemy natrafić w tym "nieskończonym, wolnym do eksploracji wszechświecie". Wszystko to pryska jak bańka mydlana kiedy tylko zaczniemy zwracać uwagę że produkcja została stworzona ze śmiesznej ilości elementów przemieszanych w sposób automatyczny przez komputer, który w dodatku nie posiada przecież zdolności artystycznych czy logicznych. Kiedy trafimy w grze na planetę która jest obiektywnie fajna, ciekawa, oryginalna i przyjemna to nie jest dlatego że algorytm jest dobrze napisany - tylko po prostu mieliśmy kolosalnego farta, który pewnie następnych kilka godzin się nie powtórzy. Bo to jest właśnie oddanie prawdziwego kreowania gry w ręce automatu - mimo teoretycznych zmian wszystko wygląda tak samo przez ilość dostępnych "assetów" z których automat pobiera elementy. Może z cztery-pięć rodzajów budynków, dwa rodzaje formacji skalnych, dwa wzory stacji kosmicznych, garstka odmiennych roślin. Nie mówiąc już o tym jak wyglądają stwory osiedlające planety, co pewnie widzieliście na materiałach. I tu sprawa wygląda tak samo - algorytm komputerowy nie umie "logicznie myśleć" i stworzyć czegoś artystycznie przekonującego, racząc Nas zamiast tego krowami na skrzydłach muchy i z pyskami mrówkojada, czy dwunożnymi jeleniami z głowami psa. Nie ma tutaj miejsca na prawdziwie obcą cywilizację, kosmitów, gatunki stworzeń jak ze Star Wars - jest tutaj iście cyrkowy misz-masz wyglądający jak Zoo Doktora Frankensteina. 


No Man's Bye.. 

 Kłamstwa twórców niestety nie kończą się tutaj. Multiplayer, sugerowany od samego początku aż do premiery i element który mnie interesował najmocniej, by zwiedzać kosmos ze znajomymi? Brak, nie ma nawet po nim najmniejszego śladu, a gra Survivalowa wyłącznie pod Single Player sama w sobie jest strzałem w stopę. Interesujące, różne w sterowaniu i możliwe do rozbudowy statki kosmiczne? Kolejne obrzydliwe kłamstwo, statków bowiem nie da się ulepszać pod kątem wizualnym czy pojemności ładunku, a każdy z nich zachowuje się w przestrzeni tak samo żałośnie. Zwłaszcza zaczęło mnie to irytować kiedy ze swojego pierwszego "prawdziwego" statku, Wcale-Nie-Zerżniętego-X-Winga przesiadłem się na ciężkozbrojną kobyłę - niezły ubaw miałem sterując wielkim, stalowym klockiem który zawijał zwrotnie niczym osa. System frakcji do których możemy się przyłączyć, walcząc po jednej albo drugiej stronie? Półprawda, bo jedyną "stroną" którą możemy poprzeć to są Travelers of Atlas których wątek polega na skakaniu z miejsca na miejsce za jakieś śmieszne nagrody. Co zatem zostaje to szkielet - latanie z planety na planetę bez wrażenia awansowania zabawy w jakikolwiek sposób, zwiedzanie ciągle tych samych budynków, kopanie tych samych złóż Plutonium i Tytanu, rozwalanie tych samych, upierdliwych jak komar Sentineli i paniczne szukanie Marketów żeby zrobić miejsce w śmiesznie małym inwentarzu. No i grind. Bardzo, bardzo dużo smutnego, ciężkiego, doprowadzającego do łez znużenia grindu. Bo po pierwsze, potrzebujemy ogromne ilości materiału żeby móc ulepszyć jakikolwiek element statku, po drugie natomiast - żeby te cenniejsze materiały sprzedać i zarobić sensowne ilości gotówki, bo ceny nowych pojazdów od pewnego momentu gry są niebotycznie wysokie, wymagające kilku czy nawet kilkunastu godzin ciągłego kursowania po planecie i babrania się z złożach cennych minerałów. A wierzcie mi, kursowania robi się tutaj niemało, bo cenniejsze materiały są rozstrzelone bardzo różnie zarówno w obrębie planety, jak i systemu gwiezdnego, jak i galaktyki. Zdarzały mi się lasy wypełnione wręcz po brzegi kryształami Iridium czy roślinami w których były perły tylko po to, by w następnych pięciu układach gwiezdnych lądować na światach wodnych ubogich we florę, lecz bogatych w zgryźliwą faunę i radioaktywnych pustkowiach gdzie jedyne co można wykopać, to własny płytki grób. 


No Man's Why? 

A żeby było jeszcze zabawniej, to działanie gry na PC jest absolutną katorgą. Dawno nie miałem do czynienia z grą tak nieestetyczną, z tak zawyżonymi działaniami, i wymagającą komputera z najwyższej półki żeby działać troszkę lepiej niż "tragicznie". Wygląd świata nie jest zły - wszystko zależy oczywiście od planety i z jakiej strony gra sama Nam się zaprezentuje - jednak jakość tekstur i efektów bynajmniej nie imponuje. Całość sprawia wrażenie gry sprzed jednej generacji, wymagania sprzętowe mając jak najbardziej z obecnej epoki. A sypiąc sól na ranę - nie przypominam sobie żebym w ostatnich latach trafił na grę posiadającą tak załamującą ilość różnorakich bugów, błędów i tym podobnych śmieci. Zaczynając od dość niewinnych elementów jak statek wystrzeliwujący po wystartowaniu od razu poza atmosferę bez żadnej kontroli, aż po wypadanie poza mapę przez podłogę czy źle położoną teksturę - znajdziecie tutaj naprawdę wszystko. A i z dźwiękami nie jest lepiej - słuchanie w kółko tych samych komunikatów dotyczących niskiego poziomu podtrzymywania życia, paliwa, energii w multinarzędziu, drugiego paliwa, energii w plecaku odrzutowym staje się prawdziwą torturą. W tle natomiast plumka całkiem irytująca muzyka, a podczas walki uzbrojenie "pika" jak zabawki Fisher Price, nie zaś karabiny i pistolety laserowe. 


No Man's Buy!

Przed zagraniem w produkcję spodziewałem się wiele. Słyszałem o kontrowersjach, o problemach, o domniemanym oszustwie jednak stwierdziłem że "hej, jeżeli wątek eksploracji zostanie umieszczony dobrze, to reszta nie ma znaczenia". I zgadnijcie co - żaden wątek, przede wszystkim tak reklamowana eksploracja nieskończonego kosmosu, nie została tutaj stworzona dobrze. Każdy element produkcji waha się od potężnie niezainspirowanego i przeciętnego aż po katastrofalnie beznadziejny. 
Gdybym miał ocenić No Man's Sky tylko na podstawie produktu końcowego powiedziałbym, że jest to bolesny, typowy średniak który w najlepszych momentach jest całkiem fajny, w najgorszych zaś stanowi smętną torturę. Jednak ta sprawa sięga o wiele głębiej, bo dla mnie także liczy się zatrważająca różnica pomiędzy obietnicami a produktem końcowym, ta ilość kłamstw wypluta przez ślicznie uśmiechniętego Seana Murraya w wywiadach i prezentacjach, napędzanie przy tym machiny preorderów, bonusów i tym podobnych. To jest porażka, żenujący pokaz jak nisko może upaść branża GameDev i jak bardzo umie się upodlić żeby sprzedać kilka kopii więcej przed premierą. Dodajmy do tego jeszcze cenę - 60 dolców/euro bez żadnych obniżek? Za najzwyklejszy na świecie Survival Game z idiotycznym algorytmem generowania świata? Za mniej jak połowę tej ceny macie Elite: Dangerous, który jest prawdziwą eksploracją kosmosu, przerastającą NMS pod każdym względem. Za jedną piątą czy szóstą macie zaś Starbound oraz Space Engineers - "kosmiczny Survival" który nie jest tak boleśnie ograniczony i tak ogłupiająco prostacki.

Nie polecam tej gry absolutnie nikomu. Za tą cenę, czy po obniżce - nie zbliżajcie się do niej, bo się sparzycie. Po pierwszym znośnym doświadczeniu i "otwarciu" kosmosu spadek jakościowy jest błyskawiczny. Nawet jeżeli hipotetycznie zobaczylibyście ją za 10-20 zł w Biedronce - wtedy też ją zignorujcie, bo obok na pewno znajdzie się gra bardziej warta Waszej uwagi. Nazwa Developerów wydaje się iście ironiczna w świetle spadku zainteresowania i faktu że Steam z uwagi na fałszywy marketing twórców oferuje pełne zwroty kosztów niezależnie od czasu spędzonego w grze.
"Hello Games"? Bardziej by pasowało "Goodbye Integrity". 


Moja Ocena: 2/10
+ pierwszych kilka godzin potrafi zaimponować..

- ..tylko po to by później zdusić całe doświadczenie i trzasnąć nim o ziemię.
- tona bezmyślnego grindu.
- mocno przeciętna, niesatysfakcjonująca walka.
- tragiczny algorytm generowania świata i zawartości.
- pożałowania godna ilość elementów w grze.
- kiepska grafika.
- katastrofalna optymalizacja.
- irytująca muzyka i komunikaty kombinezonu.
- ilość kłamstw, połączona ze śmieszną w świetle całej produkcji ceną. 

3 komentarze:

  1. Jak mówi klasyk "HaHaHa Wspaniale!" - Nie kupię, ominę szorkim łukiem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. PS. Polecam zobaczyć https://www.youtube.com/watch?v=53q9cg-qm-A :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To "Will the game be fun" i reakcja Seana tak perfekcyjnie oddają prawdziwy stan rzeczy, jak to tylko możliwe :D

    Cała sytuacja jest po prostu smutna, zwłaszcza że nie jest to jakiś Lot Ikara, ambitny projekt który spotkał się z dezaprobatą. To jest druga strona momenty - przehajpiony kawał śmiecia, o którego można się potknąć na co drugiej stronie Steam, tylko w lepszym wydaniu. We Happy Few, Rust czy lubiany przez Nas obu Don't Starve reprezentują ten gatunek sto razy lepiej za jedną dwudziestą proponowanej ceny ;)

    Omijaj, naprawdę. Nawet nie pobieraj, nie pożyczaj ani nie szukaj opcji spróbowania - naprawdę, szkoda czasu i życia, o wiele lepiej kupić sobie takiego Elite za 6 dyszek, albo odgrzebać płytę z którymś X-em :D

    OdpowiedzUsuń