wtorek, 8 września 2015

Krytycznym okiem: Mad Max


Przy okazji "hajpu" naokoło premiery MGSV: TPP czułem się jak przeciętny tatuś podczas konwentu anime, który został tam zaciągnięty przez swojego napompowanego radością synka, przebranego za Naruto czy Clouda. Obojętny na temat, delikatnie poirytowany krzykami i dialogami naokoło, wykazujący iskrę zainteresowania tylko na widok samego "gołego mięsa" (czytaj: aspektów gameplay) w wydarzeniu. Tym bardziej w przypadku, kiedy coś naprawdę interesującego - w moim, "wiekowym", odczuciu - ma miejsce dokładnie tego samego dnia, a związane jest z serią klasycznych filmów z lat 70/80 oraz nową, znakomitą produkcją kinową z tego roku. Na szczęście jednak nikt tutaj nie zmusza mnie do ogrywania przygód Big "Kaz, I'm already a demon!" Bossa - mogę zamiast tego założyć ulubioną skórzaną kurtkę, umieścić zaufanego obrzyna w kaburze, oraz odpalić cudowny, chromowany bolid śmierci, w radiu puszczając "We Don't Need Another Hero" Tiny Turner. Bądź "Soul of a Man" Stevena Sterna, bo to właśnie drugi utwór jest motywem przewodnim "growego" Mad Maxa.



"Oh what a day, what a lovely day!"

  Postaci oraz uniwersum Mad Maxa nie muszę przedstawiać nikomu. Realia post-apokaliptyczne, świat wyzuty ze wszelkich praw, zasad i człowieczeństwa, pełen gangów samochodowych oraz przestępców, a w środku tego "Szalony" Max Rockatansky - były policjant, który po prostu stara się przeżyć wśród ruin cywilizacji. Gra rozpoczyna się od starcia głównego bohatera z lokalnym watażką, Scabrousem Scrotusem, który w dodatku jest jednym z synów znanego z "Fury Road" Immortan Joe'ego. Walka kończy się przegraną dla Maxa - traci on swój samochód, kurtkę, nawet strzelbę, oraz zostaje porzucony na pewną śmierć wśród pustkowi. Bohaterowi udaje się jednak przeżyć, oraz wyrusza w podróż celem odzyskania swojego V8 Interceptora oraz pozbycia się Scroutusa. Łączy siły z wykrzywionym, szalonym mechanikiem Chumbucketem, który służy radą, naprawą oraz wsparciem podczas ulepszania Magnum Opus - nowego samochodu bohatera. Zawartość fabularna produkcji jest w porządku. Nie jest to co prawda szczyt możliwości narracyjnych, jednak historia sama w sobie jest ciekawa, wciągająca, prezentuje całą gamę interesujących, dość wyjątkowych postaci - zarówno wrogich, jak i przyjaznych Maxowi. Gra w dodatku znakomicie łączy klimat starych filmów z nowym, tworząc prawdziwie zachwycający widok post-apokalipsy, która ma swój unikalny charakter. A żeby było lepiej, to urok tutaj nie tkwi tylko w widokach..



"That's my jacket!"

Wyobraźcie sobie połączenie elementów Far Cry, Batman Arkham, Just Cause, Shadow of Mordor, z lekką domieszką The Crew oraz Fallout 2. Mniej więcej tak wygląda gameplay w Mad Maxie. Świat gry jest wielki - może nie jest to ta kategoria wielkości co ostatni Wiedźmin, jednak z pewnością jest to sandbox o wiele, wiele większy niż w zeszłorocznym Shadow of Mordor. Mamy w dodatku do czynienia z "piaskownicą" pełną zawartości, zarówno fabularnej, jak i związanej z rozwojem postaci i gry. Wyścigi, starcia z konwojami i patrolami, poszukiwania artefaktów i pamiątek z czasów przed apokalipsą, zdobywanie twierdz, niszczenie infrastruktury Scroutusa, wykonywanie zadań zleconych przez mieszkańców pustkowia - to wszystko i jeszcze więcej, rozrzucone po wielkiej mapie świata gry w dość szczodry sposób. Motywacja do wykonywania aktywności pobocznych jest związana nie tylko z ciekawą zawartością fabularną i budującą świat gry (jak świetne, klimatyczne pocztówki i zdjęcia!), ale też z uwagi na możliwość zdobycia podstawowego zasobu w grze - złomu. Stanowi on zarówno walutę, jak i podstawowy środek służący do ulepszania sojuszniczych twierdz, no i przede wszystkim - do rozbudowania samochodu bohatera. System kreacji oraz ulepszania Magnum Opus jest dobrze przemyślany, zrównoważony, oraz intuicyjny - wielkie brawa dla twórców za stworzenie systemu, w którym nie ulepszamy elementów po sznurku, mając na końcu ostateczne narzędzie zniszczenia, tylko raczej wybieramy z elementów, które pasują do naszego stylu gry. Chcesz wolny, opancerzony czołg z miotaczami ognia? Nie ma sprawy. Chcesz szybki, wyścigowy bolid? Jak najbardziej możesz. Chcesz funkcjonalne, zrównoważone auto łączące jedno z drugim? Masz taką możliwość. Spędziłem dzięki temu wiele, wiele godzin zmieniając części Magnum Opus i sprawdzając zmiany w jego zachowaniu na drodze. Co jeszcze lepsze, "warsztat" samochodu nie ogranicza się tylko do funkcjonalności - zmieniać też można kolor, symbole, czy nawet całą karoserię. Istnieje dzięki temu bardzo duża pula, z której można wykreować swój ukochany, wyjątkowy wóz zagłady, błyszczący chromem i posyłający wrogów do Walhalli. Nie gorzej jest z systemem ulepszeń i dostosowywania wyglądu głównego bohatera - w zamian za wykonywanie osiągnięć w świecie gry odblokowujemy kolejne poziomy reputacji Maxa, a razem z nimi kolejne elementy ubioru, fryzury, strzelby i narzędzia. Możemy dzięki temu owszem, grać "klasycznym" Mad Maxem w kurtce skórzanej i z dwururką, ale możemy też poeksperymentować, dać mu pancerz, gogle, dłuższą brodę i włosy, bandanę czy strzelbę z 4 lufami. Możemy też zostawić go w samej koszuli, z długą brodą i zaniedbanymi włosami - wszystko zależy od naszej inwencji oraz tego, z czym *Nam* kojarzy się Mad Max. 


"I live, I die, I live again!"

Walkę w grze można natomiast podzielić na dwie sekcje - walkę wręcz, oraz mordercze starcia samochodami na bezdrożach. Potyczki z przeciwnikami, pędząc z zawrotną prędkością po pustkowiach, są niesamowicie zgrabne oraz przyjemne. Spychanie się z drogi, używanie gadżetów, okazjonalne korzystanie ze strzelby i harpuna, roztrącanie przeciwników na boki oraz manewrowanie między nimi podczas prób zniszczenia kluczowego pojazdu oponentów. To wszystko daje niesamowitą ilość adrenaliny i frajdy, podlane jeszcze czystą satysfakcją, kiedy stajemy naszym samochodem pośród płonących szczątków przeciwników. Niestety, nieco gorzej jest podczas starć wręcz. Mamy do czynienia z delikatnie zmodyfikowaną kopią systemu walki z serii Arkham czy Shadow of Mordor, rozbudowaną o "czasowe" kontry, mniejszą ilość gadżetów i większą ilość combosów, a także Tryb Furii. Problem w tym, że walka w grze jest po prostu zbyt łatwa, żeby nie rzec - prostacka. Mamy trzy-cztery rodzaje oponentów, z czego żaden z nich nie potrafi się oprzeć Maxowi z "naładowanym" paskiem furii, który przebija się przez każdy blok, tarczę, czy inny atak. A żeby było gorzej, to furia ładuje się zdecydowanie za szybko, przez co płynność walki jest totalnie zaburzona - czasami wręcz chciałbym, żeby Tryb Furii można było w ogóle wyłączyć, dzięki czemu starcia nabrałyby rumieńców oraz stanowiły jakiekolwiek wyzwanie. Owszem, w "praniu" wychodzą przyjemnie, wyglądają świetnie, są niemal równie satysfakcjonujące co starcia samochodami, jednak poziom trudności jest totalnie zgnieciony przez Furię oraz ilość ciosów specjalnych. Całe szczęście, część gry związana z eksploracją, zasobami, mikrozarządzaniem i środkami do walki jest zbalansowana doskonale - amunicji do strzelby jest mało, w związku z czym dosłownie każdy pocisk się liczy, złomu nie mamy nigdy za dużo, części służące do ulepszenia twierdz także nie znajdują się na każdym kroku. Musimy cały czas myśleć o zbieraniu środków do rozbudowy postaci czy wozu, liczyć każdy wystrzelony pocisk i stale szukać skrzynek z amunicją, a nawet regularnie odnawiać zapasy wody i paliwa, które kurczą się w błyskawicznym tempie.


"So shiny, so chrome.."

Oprawa wizualna Mad Maxa w znakomity sposób naśladuje stylistykę najnowszego filmu Millera. Mroczny, rdzawo-pustynny świat pełen wykrzywionych ludzkich sylwetek, kolczastych samochodów i sudo-futurystycznych narzędzi zmieszanych z klasycznymi motywami z oryginalnej trylogii z Gibsonem. Widoki zapierają dech w piersiach, tym bardziej że twórcom udało się stworzyć jednolity świat postapokaliptyczny, który nie jest przy tym monotonny. Owszem, kolorystyka świata opiera się w stu procentach o dobrze znane piaszczyste pustkowie, jednak twórcy w odpowiedzialny sposób stworzyli kilka rejonów skupionych wokół danej tematyki. Mamy zniszczoną autostradę, wyschnięte morze pełne przerdzewiałych wraków, stare doki, strefę industrialną zmienioną w miasto i wiele więcej. Tutaj za każdą górą kryje się coś nowego, każdy kanion i twierdza wyglądają inaczej, a w miarę wędrówki bohatera na północ widzimy coraz więcej ruin niegdysiejszej cywilizacji. Nie gorzej jest zresztą z designem postaci i pojazdów - owszem, w tym przypadku gra trzyma się Fury Road niczym maminej spódnicy, jednak nie ma w tym kompletnie nic złego, bo najnowszy Mad Max był po prostu pięknym, genialnie wykonanym filmem. Wynaturzeni przez choroby ludzie, szaleni bandyci, piękno będące "towarem", "boomkije", ryczące, wielkie silniki - cudowna na swój sposób wizja świata, który całkiem dosłownie oszalał. A pośrodku tego Max Rockatansky, który od strony wizualnej został wykreowany bezbłędnie. Twarz przypomina zarówno Gibsona, jak i Hardy'ego, mimika jest świetna, a rozcięcia i siniaki na twarzy w miarę otrzymanych obrażeń w walce zasługują po prostu na ogromne brawa, bo stanowią genialny w swojej prostocie detal. Szkoda tylko, że za każdym razem jak Max się odezwie, to mam ochotę wyłączyć głośniki albo wypchać uszy watą. Głos głównego bohatera został podłożony koszmarnie, wybrany w absolutnie beznadziejny sposób, oraz drażniący ucho w sposób całkiem podobny do skrobania paznokciami po tablicy. Miał to być typowy ciężki, zmęczony głos z australijskim akcentem - jednak sam akcent jest tak potwornie sztuczny, że prawdziwym wyzwaniem jest dla mnie słuchać tego, co Max ma do powiedzenia. Same kwestie oraz przekonanie, z jakim aktor podkłada głos są bez zarzutu - jednak ten wepchany na siłę, beznadziejny niby-australijski ton doprowadza do nerwicy. Reszta głosów, wraz z całą oprawą dźwiękową, jest w porządku - ryki silnika wywołują dreszczyk, chrupanie łamanych kości w walce jest satysfakcjonujące, strzał z obrzyna na odpowiedni, mocny "wygar", a dźwięk rozdzieranej blachy samochodu przeciwnika to prawdziwa muzyka dla uszu. Sam soundtrack zresztą też jest okej - nie jest to może ten poziom co Junkie XL zaprezentował w Fury Road, jednak podczas zabawy sprawdza się jak najbardziej. Na wielki plus natomiast bez wątpienia zasługuje optymalizacja gry - która jest tak dobra, że aż niesamowita, zwłaszcza w świetle poprzedniej premiery na PC od WB Games - nieszczęsnego Arkham Knight. Ekstensywne, ogromne wręcz menu opcji graficznych, połączone z jakością portu która pozwala odpalić produkcję płynnie niemal na każdym komputerze, nawet o konfiguracji parę klas niższej niż wymagania minimalne. Wielkie brawa dla developerów z Avalanche, którzy przywrócili wiarę w jakość portów PC od WB Games.


"Witness me.."

Mad Max bez wątpienia zasługuje na Waszą uwagę - zwłaszcza jeśli, podobnie jak ja, nie jesteście szczególnymi fanami serii Metal Gear Solid. Mamy do czynienia z grą dopracowaną w każdym szczególe, przemyślaną, idealnie oddającą klimat filmów. Oraz, najważniejsze - po prostu dającą tonę frajdy. Właśnie do tego moja rekomendacja Mad Maxa się sprowadza - jak diabelnie przyjemna, wciągająca oraz satysfakcjonująca jest ta gra. Jest to jeden z tych niewielu tytułów Postapo, w których nie czuję się jak drona zawieszona w perspektywie pierwszej osoby, obserwująca dziwną mimikę twarzy, festiwal bugów i glitchy oraz gamę postaci bez jakiejkolwiek osobowości. Grając w Mad Maxa naprawdę gracz wciela się w wojownika szos, walczy z gangami oraz rozbija się morderczymi samochodami - szukając sprawiedliwości w świecie, który oszalał, skąpany we krwi i płomieniach. Jasne, produkcja ma kilka wad, jak voice acting, walka czy miejscami monotonia wkradająca się podczas dłuższych sesji - jednak sama rozgrywka sprawia, że każda sesja z grą będzie przeżyciem naprawdę zachęcającym, klimatycznym i zapadającym w pamięć. Z całego serca polecam - jest to, jak dotąd, moja ulubiona "nie-RPGowa" premiera w tym roku. 



Moja ocena: 8/10
+ znakomity klimat
+ ogromny, żywy świat wypełniony zadaniami
+ system osiągnięć, zachęcający do eksperymentowania
+ satysfakcjonujący, rozbudowany i przyjemny gameplay
+ świetny system ulepszania samochodu i rozwoju bohatera
+ piękna grafika ze znakomitą optymalizacją
+ genialna walka samochodami..

- ..jednak kosztem nieco słabszej, zbyt prostej walki wręcz
- koszmarny, denerwujący voice acting głównego bohatera
- delikatna monotonia podczas dłuższych sesji z grą

1 komentarz: