niedziela, 29 grudnia 2013

Z innej beczki: Mój osobisty ranking gier roku 2013.

   Rok 2013 ze strony gamingu pełen był zaskoczeń różnej maści - otrzymaliśmy wręcz górę konwersji gier konsolowych na PC, GTA V pojawiło się na konsolach, lecz nie na komputerach osobistych, pojawiła się nowa generacja konsol - PS4 oraz XBOX One, EA Games po otrzymaniu "nagrody" Złotej Kupy zaczęli się zbierać do... kupy, ograniczając nieco politykę nałogowego irytowania swoich klientów, oraz zamknięto studio LucasArts a licencja gier ze świata Star Wars wpadła w ręce EA Games właśnie. No i oczywiście otrzymaliśmy bardzo zadowalającą ilość świetnych gier. Przed Wami mój osobisty ranking podsumowujący najlepsze gry wydane w 2013 roku :


Najlepsza gra na PC :
Battlefield 4


  W tym roku, nie ukrywam, ilość moich osobistych kandydatów była duża, głównie z uwagi na godną pochwały liczbę gier z ulubionych serii, czy też produkcji po prostu długo i niecierpliwie przeze mnie wyczekiwanych. Jednak tytuł mojej osobistej "GRY ROKU" może być tylko jeden i spadł na kandydata, po którym najmniej bym się tego spodziewał. Nie ukrywam, jakimś ogromnym fanem serii Battlefield dotychczas nie byłem - posiadam w kolekcji wszystkie "ostatnie" części, czyli Bad Company 2 oraz BF3, i głównie to ta "pewność" marki była powodem, dla którego skusiłem się na Battlefield 4, w pierwszym moim odczuciu dość wtórnego i wnoszącego niewiele względem poprzedniej odsłony. I to chyba właśnie ten brak kolejnych "rewolucji", na rzecz ewolucji, zarówno ze strony rozgrywki, jak i silnika produkcji, sprawił, że Battlefield 4 jest jednym z najlepszych FPS w jakie grałem w całej swojej wieloletniej karierze gracza. Produkcja ma bardzo ciekawą kampanię Single Player, która wciąga jak diabli i w moim odczuciu przebija usilną "głębię" każdego Call of Duty - a to dopiero sam początek początek zalet. Mamy świetne zrównoważenie każdej broni, oraz dopracowany i dopieszczony silnik gry, który z jednej strony "może więcej" ( całe otoczenie do zrównania z ziemią ), a z drugiej ma bardziej rozsądne wymagania sprzętowe. No i najważniejsze - Multiplayer jest dopracowany w każdym najmniejszym calu, od różnorodnych, pięknych map aż po świetną konstrukcję matchmakingu, która łączy graczy doświadczonych z doświadczonymi, a "zielonych" z "zielonymi". Moim osobistym rekordem łącznego grania w sieciowego FPS był Modern Warfare 3, w którym "nabiłem" około 16 godzin. Jeżeli zaś chodzi o tegorocznego laureata mojej "Gry Roku" to czuję, że spędzę nad nim tyle czasu, ile na ogół spędzałem tylko przy produkcjach jak Skyrim czy Dark Souls. Polecam absolutnie każdemu graczowi - niech żyje nowy król gatunku FPS !


Najlepsza gra-horror :
Dead Space 3


  Jakość Dead Space 3, podejście do produkcji, jej klimat, rozbudowanie rozgrywki i zakończenie całej serii - to wszystko było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, i nie spodziewałem się, że Visceral Games zakończą naszą pięcioletnią podróż z serią z takim przytupem i klasą. Względem Dead Space 2, opisywana tutaj odsłona jest ogromnym skokiem naprzód - jest o wiele bardziej wielowątkowa, ciekawa, zróżnicowana, oraz przede wszystkim - dłuższa, a także ma większy potencjał "replayability", innymi słowy - chce się ją skończyć jeszcze jeden i jeszcze kolejny raz. Mamy misje poboczne ( co dotychczas w żadnym horrorze się nie zdarzyło! ), mamy możliwość budowania i ulepszania własnej broni ( od karabinków z latarką aż po szturmowo-lasero-strzelbo-granatniki z miotaczami ognia ), mamy o wiele większą różnorodność lokacji ( miasto, cmentarzysko statków, skuta lodem planeta, świątynie, bazy... ) - podsumowując, Dead Space 3 jest IX symfonią Visceral Games, jej największą, najlepszą i najbardziej "dopieszczoną" odsłoną. Na dodatkowy plus zasługuje fakt, że produkcja ma jedno z najlepszych i najbardziej "godnych" zakończeń serii, jakie tylko można było dla uniwersum Dead Space stworzyć. Dla każdego fana horrorów, dla każdego szanującego się gracza oraz każdej osoby, która lubi gry przechodzić wielokrotnie - produkcja absolutnie obowiązkowa.


Najlepsza konwersja na PC :
Injustice: Gods Among Us Ultimate Edition


  Injustce: Gods Among Us był jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie produkcji na PC w roku 2013. Jeżeli nie najbardziej wyczekiwaną, obok Batman: Arkham Origins. Po opiniach, po logo studia NetherRealm, oraz po tym, że jestem ogromnym fanem komiksów DC - nie mógłbym wymarzyć sobie doskonalszej dla mnie gry. Miałem tylko obawy co do jakości konwersji - wydany parę miesięcy wcześniej Mortal Kombat Komplete Edition był fajną niespodzianką dla graczy PC ( pierwszy MK wydany na komputer od 1997... ), jednak jakość produkcji pozostawiała wiele do życzenia - kulało toporne sterowanie, kulała szybkość działania gry, kulała grafika i wymagania sprzętowe.. Jednak tak, jak Mortal Kombat jakościowo nieco odstawał od ogólnie przyjętych norm, tak Injustice został przeniesiony na grunt PC w sposób zachwycający - pomimo, że gra raczej wymaga pada, to na klawiaturze jak najbardziej da się grać, poprawiono także działanie gry, dopracowano jej silnik, pozbawiono produkcję wszystkich błędów, jakie miał MK - świetny pokaz faktu, że nie dość, że NetherRealm tworzy najlepsze bijatyki wszechczasów, to jeszcze dba o graczy PC i uczy się na błędach. A fakt, że w 4 dni "nabiłem" w Injustice prawie 20 godzin najlepiej dowodzi faktu, że jest to idealna produkcja dla każdego fana bijatyk oraz gier ze świata Batmana, Supermana i spółki. Szczerze i gorąco polecam - kupicie i wsiąkniecie jak w bagno, niezależnie czy gracie ze znajomymi, czy sami. 


Najlepsza gra RPG :
The Incredible Adventures of Van Helsing


  Rynek gier tych mniejszych twórców jest dla mnie ogromnym morzem pełnym płotek różnej maści, oraz małej ilości okazów, które okazują się o wiele większe, niż człowiekowi się wydaje na początku. Taki jest Minecraft, taki jest Outlast, taka jest Amnesia, oraz taki własnie jest The Incredible Adventures of Van Helsing. Kupując tą produkcję za około czterdzieści złotych nie miałem bladego pojęcia, że rozpoczynam swoją przygodę z grą, która jakością wykonania oraz grywalnością dorasta do poziomu tytułów takich jak Diablo 3 czy Wiedźmin. Jest to z pewnością najlepszy obok serii Diablo hack n' slash w jakiego kiedykolwiek grałem. Jest bardzo rozbudowany ( ilość misji pobocznych przypomina bardziej MMORPG niż "Diabloida" ), jest dopracowany ( nie licząc początkowych problemów z połączeniem internetowym ), jest niewiarygodnie grywalny ( ta gra wciąga jak odkurzacz... ), ma absolutnie zachwycający klimat ( zderzenie oryginalnego Van Helsinga, Wiedźmina i Monty Pythona ), oraz, co też na pewno trzeba zaliczyć na plus - jest tani jak barszcz przy tym, ile zabawy oferuje. Jeżeli chcecie kupić grę, która zapewni wam kilkadziesiąt godzin naprawdę przedniej radochy z siekania, oraz wydać na nią mniej niż pięćdziesiąt złotych, to "Incredible Adventures of Van Helsing" jest absolutnym, bezkonkurencyjnym pewniakiem. 


Najlepsza gra akcji :
Batman: Arkham Origins


  Druga gra na licencji DC w moim zestawieniu, jednak jak najbardziej zasłużenie - jest to z pewnością najciekawsza i największa gra akcji, w jaką grałem w tym roku, oraz definitywnie najlepsza część trylogii Batman Arkham. Od pierwszej minuty gra wgniotła mnie w fotel i nie puściła przez całe 30 godzin, które spędziłem na kampanii oraz zbieraniu Pakietów Danych ( które są główną "znajdźką" zamiast Zagadek z poprzednich odsłon ). Jest to w dodatku najlepiej przeprowadzona i wykreowana klimatycznie gra o Batmanie, jaka powstała kiedykolwiek - stworzono ciężki, duszny klimat mrocznego Gotham, oraz upodobniono postać Batmana, od charakteru po strój, do wizji stworzonej przez Christophera Nolana. I przyznaję bez bicia, że rezygnacją z "komiksowej" wizji Batmana na rzecz czegoś bliższego filmowi byłem zachwycony. A nie tylko na Batmanie się podobieństwa do filmu kończą, także przeciwnicy bohatera, jak Bane czy Joker, przeżyli gruntowną przemianę z tandetnej już nieco wizji w komiksach czy Arkham Asylum na rzecz prawdziwych łotrów i terrorystów rodem z trylogii "Mrocznego Rycerza". Sama rozgrywka także została usprawniona, przyspieszona oraz odświeżona, dzięki czemu walka straciła na monotonności, a zyskała na tempie, tak samo w sandboksowym Gotham City jest cały czas coś do zrobienia, czy to różnorakie i bardzo rozbudowane misje poboczne, zdarzenia losowe lub zbieranie Pakietów oraz wyszukiwanie informatorów Człowieka Zagadki. Kochacie Batmana, kochacie filmy Nolana, lub kochacie świetne, rozbudowane gry przygodowe ? Batman: Arkham Origins będzie dla Was strzałem w dziesiątkę.


"Złoty Ninja" - gra niepasująca do żadnej kategorii, jednak zasługująca na miejsce w rankingu :
LEGO Marvel Super Heroes


  Bardzo lubię gry z serii "Lego" - zapewniają przyjemną, niezobowiązującą zabawę w lubianym uniwersum, niezależnie od tego, czy mowa o Star Wars, o Indianie Jones, o DC czy o świecie Władcy Pierścieni. To "Lego" w nazwie jest też czymś w rodzaju znaku jakości, bowiem niezależnie od tego, o której z "legoskowych" gier mówimy ( poczynając od Lego Star Wars ), to mamy do czynienia w produkcją, która jest co najmniej bardzo dobra, bardzo ładna, oraz bardzo grywalna. Co zaskakujące, każda kolejna gra z serii jest też coraz lepsza - coraz bardziej rozbudowana oraz zróżnicowana. Tą tendencję można było już dostrzec w grze Lego Lord of the Rings, która moim osobistym zdaniem jest najlepszą grą ze świata wykreowanego przez Tolkiena - produkcja bije na głowę nawet legendarnego Return of The King, czy Bitwę o Śródziemie. Tak samo, a nawet jeszcze lepiej, jest w przypadku opisywanego tutaj Lego Marvel Super Heroes -  bez wątpienia, bez wahania, oraz z czystym sumieniem powiedzieć mogę, że jest to najlepsza gra na licencji Marvel, jaka wyszła kiedykolwiek, i na głowę bije każdego Spider-Mana, Iron Mana ( dalej mam w pamięci tą produkcję z 2008 roku, koszmar.. ), czy X-menów. Mamy świetne, zróżnicowane misje, gdzie każdy znajdzie coś co pokocha, niezależnie czy jego ulubieńcem jest Iron Man ( jak ja ), Thor, Spider-Man czy Kapitan Ameryka. Mamy ogromny, całkowicie otwarty świat gry, po którym możemy się poruszać pieszo, pojazdami, po sieciach czy latając ( system latania zasługuje na owacje na stojąco, prosty i intuicyjny, a radość ze śmigania między wieżowcami jest nie do opisania ). Mamy ogromną ilość dodatkowych zadań do zrobienia, klocków do zebrania, rekordów do pobicia, miejsc do zwiedzenia, oraz postaci do odblokowania. Z całego serca polecam tą grę - jest to idealna gra, żeby się odprężyć, dobrze bawić, oraz wcielić w ulubionego superbohatera z uniwersum Marvel. 







   Produkcji zasługujących na uwagę było oczywiście więcej - był Far Cry: Blood Dragon, był kolejny Assassin's Creed, były dwie nowe odsłony Resident Evil, Crysis 3, dodatek do Starcraft 2, Devil May Cry, oraz wiele, wiele innych gier, którym warto się przyjrzeć i dać szansę. Jednakże w moim odczuciu i wedle mojej osoby, to wymienione wyżej produkcje zasługują na miano "gier roku" w które zagrać zdecydowanie warto, i są gwarancją dobrze wydanych pieniędzy, które zwrócą się godzinami doskonałej zabawy. Warto się też zabrać za te gry, bowiem rok 2014 dla graczy szykuje się jeszcze bardziej obfity - przed Nami Watch_Dogs, Dark Souls 2, Wiedźmin 3, Dragon Age 3, dodatek do Diablo 3... A to dopiero parę z parudziesięciu tytułów, które już zostały zapowiedziane.


W kolejnym, 2014 roku, każdemu graczowi chciałem życzyć tego, co mu najbardziej potrzebne - wolnego czasu, środków na spełnianie "growych" marzeń, jak najwięcej miłych niespodzianek, jak najmniej rozczarowań, oraz oczywiśćie - wielu, wielu godzin pełnych satysfakcji podczas gry.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Moja gra miesiąca: Tomb Raider ( 2013 )



  Bez bicia przyznaję się, że fanem serii Tomb Raider nigdy nie byłem. Pomimo szczerych chęci oraz wielu prób nigdy nie udało mi się ukończyć chociażby jednej z części przygód panny Croft, niezależnie od tego, czy mówimy o starych odsłonach jak Chronicles, czy też o nowych, przykładowo Legends i Underworld. Dlatego też na wieść o kolejnym, zrobionym od podstaw Tomb Raiderze będącym legendą bohaterki pisaną od nowa, wzruszyłem ramionami. Premiera minęła dla mnie bez echa, wszystkie zachwyty pominąłem milczeniem i przewracaniem oczami, na półkach sklepowych też gry jakby nie dostrzegałem. Jednak to w sumie opinia znajomych, oraz wydana tańsza reedycja gry sprawiły, że stwierdziłem, iż "można spróbować" i co najwyżej będzie kolejny Tomb Raider, którego rzuciłem w połowie i oczywisty znak, że ja w tej serii nie mam jednak czego dla siebie szukać. I spokojnie przyznać mogę, że nowy Tomb Raider był dla mnie najmilszym rozczarowaniem w całym 2013 roku.




Survivor is born....

   Gra, jak już pisałem wcześniej, jest umiejscowiona w czasie jako prolog do wszystkich części ( i swoją drogą stanowi nową linię czasową, jak twierdzą fani, bo szczegóły historii bohaterki się różnią ). Poznajemy więc Larę jako 21-letnią dziewczynę, kompletnie nieobeznaną ze sztuką bycia "żeńskim Indianą Jones", płynącą na statku Endurance w okolicach Japonii celem znalezienia legendarnego miasta Yamatai i dziedzictwa królowej Himiko. Statek podczas burzy rozbija się o skały, bohaterka zostaje oddzielona od reszty swojej załogi, przyjaciół oraz mentora, Conrada Rotha, oraz zostaje zdana na siebie na bezludnej ( jak się na początku wydaje ) wyspie. Fabularnie produkcja od pierwszej do ostatniej minuty trzyma bardzo przyjemny, wciągający poziom dobrego filmu przygodowego. Lara w miarę postępów w głąb wyspy, odkrywania jej tajemnic, dylematów i tragedii przed jakimi staje, z bezbronnej "damy w opałach" staje się prawdziwym łowcą oraz nieustraszoną poszukiwacz przygód, którą znamy ze "starych" części. Na plus zaliczyć można także o wiele większą autentyczność i głębię historii - pomimo, że pojawiają się niekiedy wątki fantastyczne ( bez detali, żeby nie zepsuć nikomu zabawy ), to nie są one poziomu dinozaurów czy kościotrupów w pierwszych odsłonach serii, tylko wszystko jest opisane, w miarę logiczne, ma swoją genezę oraz sensowne wytłumaczenie, w dużej mierze też dzięki notatkom, tablicom, oraz listom które znajdujemy po drodze. I to lubię, bo moim zdaniem jednym z głównych grzechów starych odsłon Tomb Raider była taka wręcz tandetność wątków nadnaturalnych i brak żadnego logicznego wytłumaczenia "co to tu robi". 




Doskoczę czy nie doskoczę... ?

   Świat gry, co jak co, ale zasługuje na olbrzymią pochwałę. Pomimo faktu, że cała produkcja dzieje się na jednej wyspie, to jest na niej olbrzymia ilość bardzo różnorodnych lokacji - od plaż i cmentarzysk statków, poprzez ciemne lasy i ruiny, na dość dużych miastach i górskich twierdzach kończąc. Ale nie tylko magia polega na tym, że świat gry jest zajmujący i przyciąga wzrok, tylko sztuka w tym, jak przyjemna, rozbudowana i "wolna" jest możliwość eksplorowania go. A mimo, że fabuła prowadzi nas jednym torem, to wyspa sama w sobie jest otwarta, i do miejsc, gdzie nie potrzeba specjalistycznego sprzętu ( zdobywanego podczas kampanii ) można spokojnie dostać się / wrócić. A sposobów na eksplorowanie wyspy celem polowania na "znajdźki" czy szukania dodatkowych grobowców mamy całkiem sporo - łuk z liną, czekan, wyciągarka, i można je podczas poruszania się zgrabnie łączyć, żeby przemierzać świat produkcji szybko, płynnie i z gracją. Na podobną pochwałę zasługuje w grze rozwiązanie kwestii walki i skradania, co w poprzednich częściach Tomb Raider było u mnie czynnikiem niemalże decydującym o rezygnacji z dalszej rozgrywki i porzucenia gry na rzecz czegoś, w czym walka sprawia jakąkolwiek przyjemność. Dzięki zainspirowaniu się ( po raz kolejny, ale nie ma nic złego w uczeniu się od najlepszych ) serią Uncharted mamy walkę w której każdy znajdzie coś dla siebie - jest świetnie wykreowany system osłon, są bardzo zachęcające i przemyślane elementy "skradankowe", oraz, w miarę potrzeby, jest całkiem przyjemna walka wręcz, polegająca na kombinacjach "unik-kontra". Również samo strzelanie zasługuje na pochwałę, każda broń jest zrównoważona i przydatna w odpowiednich sytuacjach, sprawę jeszcze poprawia fakt, że Łuk ( który jest w produkcji "główną" bronią, tak jak para pistoletów dawniej ) ma parę trybów strzału - mamy strzały zwykłe, zapalające, wybuchowe oraz z liną, pozwalającą zrzucić przeciwnika ze skały czy platformy. Mnóstwo radości, i gracza aż ciągnie do kolejnej i kolejnej konfrontacji z wrogiem - czy to otwartej, z wymianą ognia oraz użyciem ciężkiego sprzętu, czy też po cichu, zadając ciosy od tyłu czekanem i strzelając z łuku do niczego nie spodziewającego się oponenta.




Niezły widok...

   Grafika produkcji w najmniejszym stopniu nie odstaje jakościowo od reszty gry. Krótko mówiąc, jest zachwycająca - sugestywna, odpowiednio mroczna, o bardzo realistycznym i dbałym o szczegóły charakterze. Jest to druga po Dark Souls gra, w której udało się stworzyć prawdziwy mrok, który postać bohatera/bohaterki dosłownie oblepia z każdej strony i ogranicza pole widzenia do jednego metra, góra dwóch. Także efekty specjalne, niezależnie od tego, czy mówimy o wybuchach, czy ucieczce przed lawiną błota, czy wrażeniach podczas burzy / śnieżycy pokazują, z jak świetnie wykreowanym silnikiem gry mamy do czynienia. Podobnie kwestia ma się z animacją, z małymi wyjątkami, kiedy postać Lary dziwnie czasem "drga" podczas skakania na ścianę wspinaczkową - jednakże i tak nie umniejsza to faktu, że grafika gry jest świetna. Podobnie i jej optymalizacja, gdzie przy bardzo rozsądnych wymaganiach sprzętowych otrzymujemy naprawdę piękny i filmowo realistyczny produkt. Jeżeli musiałbym do czegoś się w oprawie gry przyczepić, to jest tą "czarną owcą" muzyka, która w około 80% jest nudna jak flaki z olejem i zupełnie nie porywa człowieka, tak jak to ma miejsce na przykład w Deus Ex czy Battlefield. 




Gimme more !

   Tomb Raider posiada także całkiem interesujący tryb Multiplayer, będący czymś pomiędzy Uncharted a Gears of War. Gra jest szybka, emocjonująca, zróżnicowana, wyrównana i zmusza do wykorzystywania terenu na swoją korzyść. Jednakże nie trzeba chyba mówić, że Multi w tej produkcji jest tylko zgrabnym dodatkiem, klamerką spinającą całą grę, żeby można było powiedzieć, że jest to w 100% kompletny produkt zawierający wszystko, co szanująca się gra powinna posiadać. A posiada, tego jej odmówić nie można. Mamy wciągającą, ciekawie przedstawioną i sensowną historię, podaną w pięknej oprawie graficznej, i w bardzo nowoczesnej, zachęcającej oraz przyjemnej formie. Podobnie, jak rok temu Hitman : Absolution, tak w tym roku Tomb Raider pokazał, że tworzenie remake'u znanej i starej serii niekoniecznie oznacza porażkę i spłycenie, tylko wręcz przeciwnie - jest krokiem milowym dla całej, wieloletniej sagi. Ja, jako antyfan Tomb Raiderów, od pierwszej do ostatniej minuty gry byłem zachwycony, z każdej strony. Szkoda tylko, że całość zajmuje 11-12 godzin do ukończenia, ale pozostają zawsze dzienniki i skarby do odnalezienia, oraz świadomość, że kolejna część powstanie ( a powstanie na pewno ) w takiej samej formie, jak obecna - z dbałością o szczegóły, inspirowana najnowszymi trendami, dopracowana w każdym calu, i posiadająca przy tym swój własny, niepowtarzalny i zadowalający każdego smakosza klimat.


Moja ocena : 9/10
+ grafika
+ gameplay, od eksploracji po walkę, stworzony i przemyślany od zera
+ bardzo ciekawa i przekonująca fabuła
+ zrównoważony poziom trudności
+ wiele inspiracji obecnymi trendami, ale przy zachowaniu własnego charakteru


- Uboga muzyka
- Gra jest niestety dosyć krótka...

niedziela, 17 marca 2013

Moja gra miesiąca: Assassin's Creed 3


   Assassin's Creed jest najbardziej niezrównoważoną serią gier. Kolejne jej części na zmianę są albo świetne, albo smętne. Pierwsza część AC była może i piękną i nowatorską, ale koszmarnie przegadaną i monotonną produkcją, gdzie zamiast dobrze się bawić w zabijanie i uciekanie przed strażnikami, przeklikujemy kolejne walki kontrą ( która była lekastwem na wszystko ) albo słuchamy przydługich wywodów naukowca w teraźniejszości poza właściwą historią głównego bohatera, Altaira ( wątek w XXI wieku, swoją drogą, już z góry, od początku, aż do teraz, samego końca, uważam za dno i niepotrzebne rozwadnianie klimatu ). Potem nadszedł Assassin's Creed 2 - który był świetny. Dużo mniej wątku "XXI-wiecznego", mniej nudnych filmików, otoczenie też jakby bardziej urozmaicone, więcej nawiązań "pseudo-historychnych", ciekawszy bohater ( młody i bufoniasty szlachcic Ezio ) oraz dopracowana i urozmaicona forma rozgrywki. To było to, czego gracze oczekiwali, więc Ubisoft poszedł za ciosem i zaserwował "kontynuację części drugiej, która jednocześnie nie jest częścią trzecią", czyli AC Brotherhood. Był przyjemny, jeszcze bardziej rozbudowany ( odbijanie dzielnic, rekrutowanie Assassynów, więcej zadań pobocznych ), miał najciekawsze postacie antagonistyczne w historii serii ( cała rodzinka Borgiów ), jednak, mimo to... czegoś brakowało. Może bardziej wyrazistego celu gry, może to otoczenie włoskie już się przejadło, może niepotrzebnie fabuła wracała za często do teraźniejszości, może to wszystko po trochu. Tak czy owak, dopiero następny AC ukontentował mnie w pełni. "Assassin's Creed 2 i 3/4", czyli Revelations, który miał najlepszą historię w całej serii Assassinów, najbardziej ciekawego i dojrzałego bohatera ( doświadczony i o wiele starszy Ezio ) oraz njoryginalniejsze podejście do tematu "Assassynów w historii". Duży świat, zmienione, przyjemniejsze otoczenie, utrudniona walka ( co dla mnie było wielką zaletą ), bohater będący pionkiem na wielkiej szachownicy politycznej Konstantynopola, oraz poszukiwanie odpowiedzi dotyczących przeznaczenia rodu Altaira i Ezia. Revelations było szczytem formy serii Assassin's Creed, oraz pokazem, czym każda produkcja traktująca o Assassynach powinna być od początku. Teraz mamy przed sobą Assassin's Creed 3 ( który kończy historię "współczesną" ), i powiedzieć mogę od razu, że "Revelations" w moim osobistym rankingu ma godnego konkurenta. 


Englishman in New York.

   Historia gry, ku mojemu zaskoczeniu, nie zaczęła się bynajmniej od razu początkiem kariery nowego protagonisty, Connora. Zamiast tego pierwsze dwie godziny rozgrywki spędzamy nad poznawianiem historii ojca bohatera - Haythama, który przybywa do Ameryki ( do Bostonu ) w 1754 roku, w orkesie niepokojów pomiędzy kolonistami a koroną brytyjską. Poznajemy motywy oraz metody działania Haythama, co nieco dotyczącego historii Assasynów oraz dziadka Connora ( który jest głównym bohaterem nadchodzącego AC Black Flag ), poznajemy matkę "właściwego" bohatera AC III, oraz historia wraca na swój domyślny tor, opowiadający o Connorze walczącym u boku kolonistów o niepodległość Ameryki. Connor, szkolony przez "emerytowanego" i kalekiego Assassyna-mieszkańca kolonii dowiaduje się kolejnych faktów dotyczących swojej rodziny, celu Assassynów, metod ich działania, oraz sposobów walki z przeważającym liczebnie wrogiem. Uzbrojony w wiedzę, assasyński Tomahawk oraz odpowiedni strój bohater wyrusza w Amerykę ( okolice Nowego Jorku/Bostonu/Filadelfii ) i decyduje się zwalczać na równi zakon Templariuszy, oraz wojska korony brytyjskiej. Mi osobiście wątek Connora i Davenporta ( nauczyciela assasyńskiego ) bardzo przypomina historię "Batmana Przyszłości". Stary, zniedołężniały i zrezygnowany mentor decyduje się szkolić swojego ostatniego ucznia, mając nadzieję, że młodzik będzie miał siłę wprowadzić w świecie zmiany, które ocalą niezliczoną ilość ludzkich istnień. Wiele wydarzeń potem tylko wzmacnia to wrażenie, i nie mogło mnie ono opuścić do końca głównego wątku. Dla mnie jest to z pewnością zaleta fabuły, która jako całość prezentuje się równie dobrze, co ta opowiedziana w "Revelations". Mamy bardzo dużo wątków historycznych, dość duże rozstrzelenie akcji gry ( na 20 lat ponad ), mało "teraźniejszości" ( i jej zakończenie, wreszcie! ), oraz przyjemne i wciągające podejście do walki o niepodległość Stanów Zjednoczonych.


Nowe zdolności, nowe bronie, nowe podejście...

   Rzeczą, która wreszcie doczekała się generalnego przemeblowania, ulepszenia i urozmaicenia, jest mechanika gry. I nie mówimy tutaj o "Hookblade'ach", czy możliwości zjeżdzania po sznurkach, tylko o przebudowaniu od podstaw każdego elementu technicznego Assassin's Creed. Mamy inne wspinanie, więcej możliwośći ( skakanie po drzewach, huraaa ! ), inny system walki, zmienną pogodę, oraz bardzo duży wpływ pogody na przebieg walk i eksploracji ( śnieg spowalniający bohatera, mgła ograniczająca widoczność, miodzio ! ), ba, nawet interakcja z otoczeniem i możliwości taktyczne w walce doczekały się ogromnego remontu. Cała rozgrywka dzięki tym wszystkim zmianom stała się szybsza, trudniejsza ( wreszcie kontra nie wygrywa każdej walki ), przy tym bardziej zrównoważona i pozbawiona głupich nielogiczności, typu niezniszczalnego otoczenia, czy supersprawnego bohatera, który nie umie wyjść na drzewo. Zwiększyło  się też AI przeciwników, w związku z czym nie przerywają pościgu po 10 sekundach, ani nie strzelają raz, by potem rzucić się do walki wręcz. Tutaj przeciwnik jest cwany i niebezpieczny, nawet w pozornie małych grupach - chętnie korzysta z broni palnej, umie się ustawiać, umie wzywać posiłki, potrafi w ułamek sekundy dostrzec bohatera, oraz chronić swoich dowódców i strzelców. Assassin's Creed wreszcie, przy piątej odsłonie, stał się grą, która wymusza ciche załatwianie przeciwników oraz walkę wyłącznie wtedy, kiedy mamy pewność zwycięstwa. Jednocześnie, Assassin's Creed wreszcie daje graczom pełnię możliwości dopracowania własnej taktyki i pełnego używania otoczenia w trakcie walki i eksploracji terenów świata gry, także dzięki ogromnej liczbie nowych broni, zabawek, sprzętów i narzędzi. Zmieniła się też oprawa wizualna - mamy nowy silnik graficzny, bardziej kolorową stylistykę, oraz ulepszony model fizyki w grze - może i zdarzają się przez to czasem błędy graficzne, nie zmienia to jednak jednego faktu. Nowa forma techniczna Assassinów zasługuje na brawa i owacje na stojąco.


A w wolnym czasie..

   Assassin's Creed od zawsze słynął z dużej ilości zadań pobocznych, dodatkowych wątków, oraz minigierek czy "menadżerów" uprzyjemniających rozgrywkę i znacząco przedłużających jej żywotność. I tutaj Assassin's Creed III graczy nie zawiódł, bo rzeczy do roboty poza kampanią jest prawdziwy ogrom. Mamy osobny wątek fabularny dotyczący osady, w której mieszka Davenport i Connor, mamy zadania otrzymane od członków owej osady, mamy zlecenia zabójstw, dostarczeń, ataki na konwoje, polowania na zwierzęta przy użyciu pułapek i zdolności tropienia, zadania od towarzystwa łowieckiego, szukanie kartek rozrzuconych po Bostonie, i wiele więcej. I przede wszystkim - mamy misje morskie, z najlepszym systemem pływania, strzelania i manewrowania od czasów Sid Meier's Pirates!. Misje odbywające się z pokładu statku są wisienką na torcie całej produkcji, i zwiększają tylko apetyt na nadchodzącego "pirackiego" Assassin's Creed : Black Flag. Nie ukrywam, że miejscami walka na wzburzonym, szalejącym morzu dorównuje najcięższym walkom z oponentami w miastach, zarówno jeżeli chodzi o emocje, jak i o poziom trudności. Ubisoft zrobił graczom niezwykłą niepodziankę, i dał niezwykłą frajdę implementując taką mini grę - pozostaje tylko czekać na Black Flag, aż misje morskie będą na porządku dziennym.



Pomorduj się ze znajomymi !

   Multiplayer w Assassin's Creed nigdy jakoś szczególnie mnie nie przekonywał. Był nieco niedopracowany, powolny, brakowało mu formy oraz jakiegokolwiek urozmaicenia czy rozbudowania. I, czytając w moich myślach, Ubisoft nie popuścił także trybowi dla wielu graczy w AC III. Gracze mają teraz do wyboru ogromną ilość trybów gry, niemalże nieograniczone możliwości personalizacji postaci, którą się gra, wreszcie dopracowano wszystkie błędy psujące przyjemność z rozgrywki przeciwko żywym przeciwkom ( w końcu wiemy, kiedy się zbliżamy, kiedy oddalamy od swojego celu lub pościgu, możemy też "obronić się" zdobywając parę punktów... ), oraz rozbudowano system zdobywania poziomów/nagród w trakcie rozgrywki ( na modłę Call of Duty, ale cóż, liczy się efekt ). Multiplayer w Assassin's Creed po 3 próbach wreszcie stał się na tyle przyjemny i wciągający, że gra w niego dość pokaźna grupa graczy, w związku z czym jak tylko mamy ochotę na polowanie na żywego przeciwnika, to nie napotkamy się raczej z syndromem "Pustego Serwera". Zabawę w Multi definitywnie polecam - dobra zabawa, oryginalna forma, wciągająca rozgrywka. Tym bardziej że niezależnie od poziomu, każdy gracz ma tutaj niemalże równe szanse.


Umarł król, niech żyje król !

   Assasssin's Creed 3 jest bez wątpienia najlepszą odsłoną serii AC. Jest rozbudowany, dopracowany w najmniejszych szczegółach i na miarę 2012 roku, urozmaicony jeszcze bardziej, niż był Revelations, z genialną fabułą i świetnym trybem Multiplayer, w który w końcu chce się grać, i czuje się, że Multi nie zostało dodane na siłę i zrobione na kolanie, tylko przemyślane i przebudowane, żeby forma stała się szybsza, przyjemniejsza i bardziej uczciwa. Jedyne, czego w nowej odsłonie Assassin's Creed mi brakuje, to Ezia. Connor jest ciekawą postacią - zelota, walczący o niepodległość i wiernie trzymający się swoich przekonań. Ale brakuje mu charakteru, brakuje mu wyrazistości i pewności siebie, którą miał Ezio Auditore. Nadrabia tą pustkę Davenport i znakomicie przeprowadzony wątek uczeń-mentor, jednakże tak czy owak, bohater Revelations sprawiał milsze i bardziej odpowiednie wrażenie. Zmieniają się czasy, zmieniają się cele, to zmieniają się i bohaterowie, jednak jest to rzecz, której uniknąć się nie da. Ubisoftowi natomiast udało się uniknąć przeznaczenia "co drugiej dobrej części" i wydać drugiego pod rząd Assassin's Creeda, który zasługuje na miejsce na półce każdego gracza, oraz miejsce w plebiscycie gier roku.



Moja ocena : 9/10
+ Całkowicie odnowiona i rozbudowana forma gry.
+ Bitwy morskie !
+ Trudniejsza i przyjemniejsza walka.
+ Oprawa audiowizualna.
+ Świetna fabuła i tematy "nauczyciel-uczeń", "ojciec-syn".
+ Tryb Multiplayer, wreszcie w grywalnej formie.

- Brakuje nieco osobowości Ezia...
- Zdarzają się błędy graficzne.

środa, 20 lutego 2013

Krytycznym okiem: Aliens - Colonial Marines





   Bez wątpienia Aliens - Colonial Marines już można nazwać najbardziej kontrowersyjną premierą roku i największym zawodem dla większości osób. Recenzenci i magazyny zmieszały ją z błotem, środowisko graczy płacze na brak klimatu i błędy, a sam Gearbox (twórcy gry) zrzucają winę z jednego studia na drugie, tłumacząc, że to nie ich wina, że "nie mieli czasu" zająć się tworzoną od paru ładnych lat grą ze świata "Obcego" na rzecz Borderlandsów i Brothers in Arms, dzieląc tworzenie gry na inne studia. Niestety, nie da się ukryć, że niektóre pretensje graczy mają sensowne podłoże - jednak czy Colonial Marines zasługuje od razu na stos? Po dwukrotnym pokonaniu kampanii Single Player i paru meczach na Multi, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie jest tak źle...


Zwykle przychodzą nocą...

    Akcja Aliens - Colonial Marines ma miejsce kilka tygodni po zakończeniu wydarzeń opisanych w filmie "Obcy 2 - Decydujące Starcie" (który dla przypomnienia przed rozgrywką warto obejrzeć). Wcielamy się w postać Kaprala Wintera z oddziału Marines, których zadaniem jest zbadanie sygnału alarmowego wysłanego ze statku USS Sulaco, krążącego na orbicie planety LV-426. W trakcie kampani mamy okazję zwiedzić sam krążownik Sulaco, powierzchnię poniżej statku, zabić parę setek Ksenomorfów, oraz znowu przekonać się, jak to Weyland - Yutani bawią się w bogów, tym samym gotując sobie dość bolesny los. Co do klimatu gry, oraz samej kampanii, szczerze przyznam, że nie rozumiem zbytnio pretensji oraz żali środowiska graczy. Sam tryb Single Player starczy na około 6 godzin, oferuje prawdziwą masę nawiązań do każdego filmu z serii "Obcy" (z Prometeuszem włącznie, jak się jest spostrzegawczym) i nie rozczarowuje. Kampania nie opisuje przecież dramatu paru "zielonych" żołnierzy w towarzystwie bezbronnych naukowców i małej dziewczynki (biorąc to na przykładzie "Obcego 2"), tylko mówi o misji ratunkowo-zbrojnej doświadczonych, twardych, i licznych Marines, którym brzydkie Ksenosy nie są groźne. Stąd też może pretensje osób, które oczekiwały poziomu "straszenia" rodem z "Aliens vs Predator 2" z 2002 roku. Tam bowiem byliśmy samotnym, odciętym od grupy żołnierzem, który absolutnie sam musiał sobie radzić z oponentami, a w "Colonial Marines" niemalże cały czas mamy przynajmniej jednego towarzysza, który wspiera nas duchowo, i ogniowo. Może się takie podejście do tematu nie podobać, ale moim zdaniem nie jest to rzecz, którą można ująć za dużą wadę - komiksy "Aliens" i "Aliens vs Predator" także zbyt straszne nie były, jednak nie można zaprzeczyć, że były świetne i utrzymane w klimacie uniwersum.




Żryj to !

  Sama kampania, absolutnie liniowa, prowadzi graczy przez kolejne misje i Checkpointy, stawiając przed nami za zadanie likwidację Ksenomorfów, szukanie przedmiotów, zabezpieczenie terenu, eskortę i tym podobne. Najbliżej rozgrywce jest do "Call of Duty", nadmieniając jednak, że "dodatków" w trakcie rozgrywki mamy do znalezienia dużo więcej. Mamy "Legendarne Bronie" (należące niegdyś do różnych postaci z "Obcego 2", np Karabin Hudsona czy Strzelbę Hicksa), mamy też nagrania i nieśmiertelniki, warto więc po eksterminacji przeciwników rozglądnąć się po pobliskich korytarzach/salach, i pozbierać "znajdźki", bowiem niektóre z nich pogłębiają jeszcze wrażenia płynące z gry. Dopracowanie i sens samej fabuły Single-Player daje radę - postacie są ciekawe i wyraziste, gra się przyjemnie, zabijanie przeciwników daje niemałą frajdę, a poziom trudności jest dobrze wyważony (prócz kwasu-krwi Obcych, który niewiele wyrządza krzywdy).  Multiplayer natomiast polega głównie na starciach drużyn ludzi z drużynami Obcych w różnych wariantach i warunkach. Mamy 5 rodzajów Ksenomorfów (w miarę wyważone) oraz możliwość stworzenia własnego Marine (wariantów, twarzy, pancerzy jest całkiem przyzwoita ilość), dwa tryby gry (ponoć ma być więcej) oraz możliwość rozegrania kampanii w trybie kooperacji (co jest opcją najprzyjemniejszą). Ogółem jest całkiem przyjemnie i wciągająco, i gra nie budziłaby tak negatywnych odczuć, gdyby nie ilośc błędów..



Wyłażą ze ścian (błędy, oczywiście)!

   Ilość błędów w całej grze, zarówno w Single, jak i w Multi, rodzi pytania, nad czym w sumie Gearbox pracował tyle lat, skoro poziom bugów w produkcji przypomina raczej dość wczesną wersję beta. I nie chodzi tutaj tyle o AI (które jest całkiem niezłe, zarówno w przypadku Ksenosów, jak i żołdaków Wey-Yu), ale o koszmarne błędy graficzne i nie tylko, które są solą w oku całej gry. Nie da się spokojnie pokonać jednej misji, żeby nie wpaść na coś głupiego. To Obcy w ułamek sekundy lewitują w stronę gracza (albo od niego), to ciała zabite na ścianie/suficie na nim zostają (może mają klej zamiast kwasu?), to prześwitują przez podłogę, lub też najgorszy "hit" - sojusznicy gracza w singlu mistrzowsko opanowali zdolność "znikania" lub też teleportowania się (dosłownie!) do najbliższego Chekpointu. Takiego stanu rzeczy niestety nie ratuje nic - ani kampania, ani klimat, ani przyjemność z rozwałki. Jedyne, na co pozostaje liczyć, to na wypuszczenie patcha przez Gearbox (lub przez samych graczy, co też jest możliwe). Ja jako fan Aliensów i osoba dość cierpliwa (do gier!) dałem radę pokonać kampanię dwukrotnie, jednak większość mniej tolerancyjnych graczy srodze się zawiedzie i nie będzie miała cierpliwości do patrzenia na kleistych obcych, albo towarzyszy gracza uzbrojonych w teleportery.


Wyglądasz tak, jak ja się czuję..

   Oprawa gry, zarówno wizualna, jak i dźwiękowa, reprezentuje poziom typowo średni. Grafika nie jest bardzo detaliczna, jednak przyjemna dla oka, modele postaci i wrogów wykonane starannie i ładnie, animacje wyglądają przekonująco (prócz wybuchowych obcych-paralityków..), dźwięki broni mają moc i odwzorowują ich siłę, a muzyka składa się głównie z różnych motywów wziętych z filmów "Obcy" (głównie 1 i 2). Nie jest źle, ale mogło być lepiej - tym bardziej przy zastosowanej jakiś czas przed premierą "gruntownej zmianie graficznej", która dała tyle, co "ulepszenia" w każdych następnych Call of Duty - czyli niewiele. Jednak osoby, które nie oczekują gry stojącej na poziomie wizualnym "Skyrima" nie będą zwracać uwagi na fakt, że gra wygląda jak sprzed około 2-3 lat i nie będzie im przeszkadzać, że gra estetycznie jest tylko "niezła". Najważniejsze tak czy owak zostało zachowane - gra świateł, tekstury i design poziomów, broni i postaci wykonano porządnie. No, może prócz "ludzkich" przeciwników, których są może 3-4 rodzaje, jednak spotykamy ich na swojej drodze na tyle rzadko, że nie zwraca się na to zbytniej uwagi.



Koniec gry, Stary !

   Nie da się ukryć, że Colonial Marines stało się głównym tegorocznym chłopcem do bicia, w dodatku cierpiącym ma ten sam problem, co wydany w 2011 roku Duke Nukem Forever. Jednak tak, jak Duke zasłużył na negatywne oceny i lincz ze strony graczy, tak Aliens - Colonial Marines oberwał nieco niezasłużenie. Gdyby nie szarpanina pomiędzy Gearboxem a Timegate, gdyby nie ilość błędów i stopień niedopracowania, to spokojnie ta gra zasługiwałaby na 8-/10 za przyjemność z walki, oraz zachowanie klimatu uniwersum "Obcego" (i nawet poszerzenie go o kolejne wskazówki i pytania). Jednak błędy, średnia oprawa oraz brak jakiejkolwiek reakcji ze strony twórców (jeden patch by poprawił większośc bolączek gry) sprawia, że Colonial Marines jest typowo średnią produkcją, która jednocześnie jest zmarnowaniem dobrej licencji. Jednakże nie mogę jej nie polecić chociażby fanom "Obcego", którzy będą zadowoleni z klimatu oraz smaczków fabularnych, oraz osobom, które lubią "kosmiczne" FPS-y - zabawa bowiem, mimo błędów, jest przyjemna, a rozgrywka przez CoOp i Multi znacząco wydłuża żywotność produkcji.


Moja ocena : 6/10
+ Klimat "Obcego".
+ Przyjemna rozgrywka i walka z oponentami.
+ ciekawa kampania oraz wiele nawiązań do filmów.
+ Multiplayer
- Średnia oprawa gry.
- Dobijająca ilość błędów.
- Brak jakiegokolwiek wsparcia technicznego ze strony twórców.
- Obcy-Kamikaze...


sobota, 9 lutego 2013

Z innej beczki : DLC i tym podobne, czyli czemu życzę niektórym firmom, żeby je szlag trafił.





Koń w zbroi, czyli jak to się zaczęło ?

   Historia DLC w grach komputerowych zaczyna się dość niewinnie, mianowicie, od roku 2006, i premiery "The Elder Scrolls IV : Oblivion", do którego, dość długi czas po premierze, twórcy stworzyli "dodatek". I to nie byle jaki, bowiem w którym nie było nic innego, tylko zbroja dla rumaka, na którym jeździł nasz czempion. Dodatek był do kupienia tylko przez internet, w dość niskiej cenie, ale i tak powiedzmy, że koń by się uśmiał. Wraz z całym światem, żeby nie było. Oczywiście, "proto-DLC" do Obliviona wyszło więcej, i wykazywały one więcej... sensu. Mieliśmy ruiny, dodatkowe questy, daedryczne zabawki, miejsca i nie tylko, co przy cenie owych dodatków (ok 2 dolary za sztukę) było do zniesienia. Następnie wszystkie DLC zebrano w całość, stworzono do tego duży dodatek, z nową gildią i wątkiem fabularnym, i wydano w wersji sklepowo-pudełkowej. Jako, że dodatki do gier były niemal od zawsze, to i ten się przyjął całkiem ciepło. Następnie wyszedł kolejny (Shivering Isles) który oferował nową, dużą lokację, i zabawa Bethesdy z "przedłużaniem życia" Oblivionowi się skończyła. Podobny zabieg został zastosowany w przypadku gier "Fallout 3" oraz "Fallout : New Vegas", tej samej firmy. Parę DLC, potem wydanych na płycie, w sklepie jako spójna, duża całość. Jednak inni twórcy gier, wyczuwając łatwy pieniądz i widząc, że DLC się sprzedają, postanowili przerobić rynek dodatków na swoją modłę...


Skradzione wspomnienia w Assassin's Creed 2.

   Paradoksalnie, na pomysł "wycinania" fragmentów gry i wydawania ich później w formie DLC nie wpadło EA GAMES (który robi to notorycznie i zasługuje za to na stos), tylko... Ubisoft. Mowa tutaj o dwóch misjach w grze "Assassin's Creed II", które, teoretycznie, zostały stworzone specjalnie dla wersji PC (wydanej później niż konsolowej), a konsolowcy będą mogli ją kupić przez Marketplace za "drobną opłatą". Wtedy pierwszy raz zawrzało, bowiem ukryć się nie da, że nie jest możliwym, aby te "dodatkowe" misje zostały stworzone specjalnie dla PC, wcześniej, i nie pochodziły z podstawowej wersji gry. Co najgorsza, na niesmaku i jęku niezadowolenia ze strony graczy się skończyło, konsolowcy dodatek kupili, Ubisoft kasę podliczył i koniec końców, okazało się, że mimo oczywistego oszustwa, ludzie "i tak to kupią". I o ile sam Ubisoft ograniczył zaglądanie graczom do kieszeni po pieniądze, tak kolejne dwie firmy - Activision i EA Games, podchwyciły pomysł, i dopiero pokazały, co to znaczy okradać graczy...


"Ale my wcale tego z gry nie wycięliśmy..."

   EA Games, wraz ze wszystkimi firmami produkującymi "dla nich" do niedawna cechował się tym, że wydawał w 95% gry co najmniej bardzo dobre. Jednakże, od kiedy "odkryli" kopalnię dolarów pod tytułem "DLC, czyli jak nabrać frajera", zaczęli doprowadzać do stanu, w którym gra w pudełku to ok 70% produkcji (reszta do kupienia jako DLC). Dodatkowo, nie dość, że zaczęli "wycinać" fragmenty gier, nawet nie umiejąc się z tym ukryć (patrz afera z wyciętymi plikami w Mass Effect 2 i 3), to jeszcze do mistrzostwa nauczyli się sztuki doprowadzania do szału "ofertami kupna" swoich "add-onów". Przykładowo, jeżeli miało się zaktualizowaną wersję Dragon Age, bez żadnych DLC, to owe "dodatkowe" misje pojawiały się w grze, tyle, że nie można było ich rozpocząć do momentu jej kupna On-Line, w dodatku za skandalicznie duże pieniądze. Wyobraźcie sobie to uczucie, kiedy spotykacie na swojej drodze osobę X, która oferuje Wam zadanie Y, Wy odpowiadacie "Tak, chętnie", a tu wyskakuje napis o konieczności zakupu dodatku, aby móc rozpocząć daną misję. Wściekłość, frustracja. I mimo, że EA w KAŻDEJ swojej następnej produkcji robi niemalże to samo zagranie, nie dość, że każdy gracz na to psioczy, to mimo to, nie wiedzieć czemu, zawsze znajdzie się jakiś łamistrajk, który takie małe g*wno kupi, i skończy w niecałą godzinę. Tym samym oczywiście napędzając maszynkę finansową EA i zachęcając twórców do dalszego "ucinania" gier, a nawet jeszcze mocniejszych zagrań..


Mikropłatności w grach Single-Player, Bobby Kotick i jeszcze więcej "wspaniałości".

   Jako fan Dead Space 3 oczywiście czekałem wiernie na kolejną część przygód Isaaca Clarke'a, chcąć ją kupić możliwie tuż po premierze. Było tak, dopóki nie dowiedziałem się, że w Dead Space 3, w trybie Single Player, zostaną zaimplementowane MIKROPŁATNOŚCI. Z początku wydawał mi się taki zabieg niemożliwy, ale, jak widać, jak w "grę" wchodzi skubanie gracza z jak największej ilości pieniędzy, to można zrobić wszystko, nawet, jeśli przeczy zdrowemu rozsądkowi. Żeby było mało, to sami twórcy każą nam się cieszyć, że owe płatności zostały "ograniczone do niezbędnego minimum". Skoro tak, to jakim, kurka wodna cudem, przez dwie poprzednie części serii obeszło się jakoś BEZ owych dodatkowych opłat ? Pójdźmy dalej, zmieńmy firmę, na Activision i postać Bobby'ego Koticka ("twarz" i mózg Acti), który wcale nie kryję się z postawą wyciągania z kieszeni gracza każdego centa. Tak było z trybem Zombie do Call of Duty : Black Ops, tak było z serwerami dedykowanymi do Modern Warfare 2, i tak było jeszcze niedawno z "dodatkami" do Modern Warfare 3 (które były nawet wydane w Polsce, za 59 zł za głupie 4 mapy do Multiplayer i trybu Spec-Ops). Mówiąć szczerze, marketingowo i finansowo, gdybym miał wybierać pomiędzy którymkolwiek z ostatnich "Call of Duty", a "Battlefield 3", to dużo lepszym zakupem jest Battlefield 3, w dodatku w wersji Premium - może i kosztuje 179 zł, może i ma wieksze wymagania sprzętowe, ale każdy dodatek, wydany dotychczas i w planach, jest zawarty w zestawie. I to jest cień cienia uczciwości, jaki został EA Games - przynajmniej nie spodlił się do tego stopnia, co Activision, żeby kazać sobie płacić dośc duże pieniądze za dodatki, które nic nie wnoszą, a ludzie "i tak je kupią".


Czy DLC zrujnują rynek gier ?

   Pisząc ten artykuł, zastanawiałem się, które firmy odpowiedzialne za "duże" gry komputerowe nie zasługują na strzała w policzek i zachowały szczątkową uczciwość względem konsumentów. Takich firm pozostało niewiele - jest to Blizzard, jest to Capcom (który może i czasem wyda DLC, ale nie jest drogie i nie wycięte z gry), jest to CD Projekt RED (który oddaje swoje "DLC" za darmo), SEGA, oraz parę innych, mniejszych firm. Jednakże, niestety, ukryć się nie da, że 3 gigantów komputerowej rozgrywki - EA GAMES, Activision oraz Ubisoft najzwyczajniej w świecie okradają graczy z tego, co im się prawnie należy, kiedy kupują pudełko z grą. Ale jest też dobra strona medalu - EA, goniąc swój ogon, przestaje myśleć o jakości tego, co wydaje (niskie oceny Dead Space 3 i ME 3), w związku z czym będą musieli się opamiętać i jeszcze raz przemyśleć swoją strategię marketingu. Możliwe, że kiedy zacznie upadać jeden gigant, pozostali wydawcy ograniczą chociaż okradanie graczy do stopnia, w którym nie będzie to zakrawało na rozbój. Co natomiast może zrobić zwykły gracz dla środowiska gier ? Nie kupować DLC. Nie więcej, nie mniej. Spirać, zignoruj, cokolwiek - wszystko, byle nie dawać się okradać, i jeszcze poglębiać i tak już złą sytuację z DLC w grach.