Najlepsza gra na PC :
Battlefield 4
W tym roku, nie ukrywam, ilość moich osobistych kandydatów była duża, głównie z uwagi na godną pochwały liczbę gier z ulubionych serii, czy też produkcji po prostu długo i niecierpliwie przeze mnie wyczekiwanych. Jednak tytuł mojej osobistej "GRY ROKU" może być tylko jeden i spadł na kandydata, po którym najmniej bym się tego spodziewał. Nie ukrywam, jakimś ogromnym fanem serii Battlefield dotychczas nie byłem - posiadam w kolekcji wszystkie "ostatnie" części, czyli Bad Company 2 oraz BF3, i głównie to ta "pewność" marki była powodem, dla którego skusiłem się na Battlefield 4, w pierwszym moim odczuciu dość wtórnego i wnoszącego niewiele względem poprzedniej odsłony. I to chyba właśnie ten brak kolejnych "rewolucji", na rzecz ewolucji, zarówno ze strony rozgrywki, jak i silnika produkcji, sprawił, że Battlefield 4 jest jednym z najlepszych FPS w jakie grałem w całej swojej wieloletniej karierze gracza. Produkcja ma bardzo ciekawą kampanię Single Player, która wciąga jak diabli i w moim odczuciu przebija usilną "głębię" każdego Call of Duty - a to dopiero sam początek początek zalet. Mamy świetne zrównoważenie każdej broni, oraz dopracowany i dopieszczony silnik gry, który z jednej strony "może więcej" ( całe otoczenie do zrównania z ziemią ), a z drugiej ma bardziej rozsądne wymagania sprzętowe. No i najważniejsze - Multiplayer jest dopracowany w każdym najmniejszym calu, od różnorodnych, pięknych map aż po świetną konstrukcję matchmakingu, która łączy graczy doświadczonych z doświadczonymi, a "zielonych" z "zielonymi". Moim osobistym rekordem łącznego grania w sieciowego FPS był Modern Warfare 3, w którym "nabiłem" około 16 godzin. Jeżeli zaś chodzi o tegorocznego laureata mojej "Gry Roku" to czuję, że spędzę nad nim tyle czasu, ile na ogół spędzałem tylko przy produkcjach jak Skyrim czy Dark Souls. Polecam absolutnie każdemu graczowi - niech żyje nowy król gatunku FPS !
Najlepsza gra-horror :
Dead Space 3
Jakość Dead Space 3, podejście do produkcji, jej klimat, rozbudowanie rozgrywki i zakończenie całej serii - to wszystko było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, i nie spodziewałem się, że Visceral Games zakończą naszą pięcioletnią podróż z serią z takim przytupem i klasą. Względem Dead Space 2, opisywana tutaj odsłona jest ogromnym skokiem naprzód - jest o wiele bardziej wielowątkowa, ciekawa, zróżnicowana, oraz przede wszystkim - dłuższa, a także ma większy potencjał "replayability", innymi słowy - chce się ją skończyć jeszcze jeden i jeszcze kolejny raz. Mamy misje poboczne ( co dotychczas w żadnym horrorze się nie zdarzyło! ), mamy możliwość budowania i ulepszania własnej broni ( od karabinków z latarką aż po szturmowo-lasero-strzelbo-granatniki z miotaczami ognia ), mamy o wiele większą różnorodność lokacji ( miasto, cmentarzysko statków, skuta lodem planeta, świątynie, bazy... ) - podsumowując, Dead Space 3 jest IX symfonią Visceral Games, jej największą, najlepszą i najbardziej "dopieszczoną" odsłoną. Na dodatkowy plus zasługuje fakt, że produkcja ma jedno z najlepszych i najbardziej "godnych" zakończeń serii, jakie tylko można było dla uniwersum Dead Space stworzyć. Dla każdego fana horrorów, dla każdego szanującego się gracza oraz każdej osoby, która lubi gry przechodzić wielokrotnie - produkcja absolutnie obowiązkowa.
Najlepsza konwersja na PC :
Injustice: Gods Among Us Ultimate Edition
Injustce: Gods Among Us był jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie produkcji na PC w roku 2013. Jeżeli nie najbardziej wyczekiwaną, obok Batman: Arkham Origins. Po opiniach, po logo studia NetherRealm, oraz po tym, że jestem ogromnym fanem komiksów DC - nie mógłbym wymarzyć sobie doskonalszej dla mnie gry. Miałem tylko obawy co do jakości konwersji - wydany parę miesięcy wcześniej Mortal Kombat Komplete Edition był fajną niespodzianką dla graczy PC ( pierwszy MK wydany na komputer od 1997... ), jednak jakość produkcji pozostawiała wiele do życzenia - kulało toporne sterowanie, kulała szybkość działania gry, kulała grafika i wymagania sprzętowe.. Jednak tak, jak Mortal Kombat jakościowo nieco odstawał od ogólnie przyjętych norm, tak Injustice został przeniesiony na grunt PC w sposób zachwycający - pomimo, że gra raczej wymaga pada, to na klawiaturze jak najbardziej da się grać, poprawiono także działanie gry, dopracowano jej silnik, pozbawiono produkcję wszystkich błędów, jakie miał MK - świetny pokaz faktu, że nie dość, że NetherRealm tworzy najlepsze bijatyki wszechczasów, to jeszcze dba o graczy PC i uczy się na błędach. A fakt, że w 4 dni "nabiłem" w Injustice prawie 20 godzin najlepiej dowodzi faktu, że jest to idealna produkcja dla każdego fana bijatyk oraz gier ze świata Batmana, Supermana i spółki. Szczerze i gorąco polecam - kupicie i wsiąkniecie jak w bagno, niezależnie czy gracie ze znajomymi, czy sami.
Najlepsza gra RPG :
The Incredible Adventures of Van Helsing
Rynek gier tych mniejszych twórców jest dla mnie ogromnym morzem pełnym płotek różnej maści, oraz małej ilości okazów, które okazują się o wiele większe, niż człowiekowi się wydaje na początku. Taki jest Minecraft, taki jest Outlast, taka jest Amnesia, oraz taki własnie jest The Incredible Adventures of Van Helsing. Kupując tą produkcję za około czterdzieści złotych nie miałem bladego pojęcia, że rozpoczynam swoją przygodę z grą, która jakością wykonania oraz grywalnością dorasta do poziomu tytułów takich jak Diablo 3 czy Wiedźmin. Jest to z pewnością najlepszy obok serii Diablo hack n' slash w jakiego kiedykolwiek grałem. Jest bardzo rozbudowany ( ilość misji pobocznych przypomina bardziej MMORPG niż "Diabloida" ), jest dopracowany ( nie licząc początkowych problemów z połączeniem internetowym ), jest niewiarygodnie grywalny ( ta gra wciąga jak odkurzacz... ), ma absolutnie zachwycający klimat ( zderzenie oryginalnego Van Helsinga, Wiedźmina i Monty Pythona ), oraz, co też na pewno trzeba zaliczyć na plus - jest tani jak barszcz przy tym, ile zabawy oferuje. Jeżeli chcecie kupić grę, która zapewni wam kilkadziesiąt godzin naprawdę przedniej radochy z siekania, oraz wydać na nią mniej niż pięćdziesiąt złotych, to "Incredible Adventures of Van Helsing" jest absolutnym, bezkonkurencyjnym pewniakiem.
Najlepsza gra akcji :
Batman: Arkham Origins
Druga gra na licencji DC w moim zestawieniu, jednak jak najbardziej zasłużenie - jest to z pewnością najciekawsza i największa gra akcji, w jaką grałem w tym roku, oraz definitywnie najlepsza część trylogii Batman Arkham. Od pierwszej minuty gra wgniotła mnie w fotel i nie puściła przez całe 30 godzin, które spędziłem na kampanii oraz zbieraniu Pakietów Danych ( które są główną "znajdźką" zamiast Zagadek z poprzednich odsłon ). Jest to w dodatku najlepiej przeprowadzona i wykreowana klimatycznie gra o Batmanie, jaka powstała kiedykolwiek - stworzono ciężki, duszny klimat mrocznego Gotham, oraz upodobniono postać Batmana, od charakteru po strój, do wizji stworzonej przez Christophera Nolana. I przyznaję bez bicia, że rezygnacją z "komiksowej" wizji Batmana na rzecz czegoś bliższego filmowi byłem zachwycony. A nie tylko na Batmanie się podobieństwa do filmu kończą, także przeciwnicy bohatera, jak Bane czy Joker, przeżyli gruntowną przemianę z tandetnej już nieco wizji w komiksach czy Arkham Asylum na rzecz prawdziwych łotrów i terrorystów rodem z trylogii "Mrocznego Rycerza". Sama rozgrywka także została usprawniona, przyspieszona oraz odświeżona, dzięki czemu walka straciła na monotonności, a zyskała na tempie, tak samo w sandboksowym Gotham City jest cały czas coś do zrobienia, czy to różnorakie i bardzo rozbudowane misje poboczne, zdarzenia losowe lub zbieranie Pakietów oraz wyszukiwanie informatorów Człowieka Zagadki. Kochacie Batmana, kochacie filmy Nolana, lub kochacie świetne, rozbudowane gry przygodowe ? Batman: Arkham Origins będzie dla Was strzałem w dziesiątkę.
"Złoty Ninja" - gra niepasująca do żadnej kategorii, jednak zasługująca na miejsce w rankingu :
LEGO Marvel Super Heroes
Bardzo lubię gry z serii "Lego" - zapewniają przyjemną, niezobowiązującą zabawę w lubianym uniwersum, niezależnie od tego, czy mowa o Star Wars, o Indianie Jones, o DC czy o świecie Władcy Pierścieni. To "Lego" w nazwie jest też czymś w rodzaju znaku jakości, bowiem niezależnie od tego, o której z "legoskowych" gier mówimy ( poczynając od Lego Star Wars ), to mamy do czynienia w produkcją, która jest co najmniej bardzo dobra, bardzo ładna, oraz bardzo grywalna. Co zaskakujące, każda kolejna gra z serii jest też coraz lepsza - coraz bardziej rozbudowana oraz zróżnicowana. Tą tendencję można było już dostrzec w grze Lego Lord of the Rings, która moim osobistym zdaniem jest najlepszą grą ze świata wykreowanego przez Tolkiena - produkcja bije na głowę nawet legendarnego Return of The King, czy Bitwę o Śródziemie. Tak samo, a nawet jeszcze lepiej, jest w przypadku opisywanego tutaj Lego Marvel Super Heroes - bez wątpienia, bez wahania, oraz z czystym sumieniem powiedzieć mogę, że jest to najlepsza gra na licencji Marvel, jaka wyszła kiedykolwiek, i na głowę bije każdego Spider-Mana, Iron Mana ( dalej mam w pamięci tą produkcję z 2008 roku, koszmar.. ), czy X-menów. Mamy świetne, zróżnicowane misje, gdzie każdy znajdzie coś co pokocha, niezależnie czy jego ulubieńcem jest Iron Man ( jak ja ), Thor, Spider-Man czy Kapitan Ameryka. Mamy ogromny, całkowicie otwarty świat gry, po którym możemy się poruszać pieszo, pojazdami, po sieciach czy latając ( system latania zasługuje na owacje na stojąco, prosty i intuicyjny, a radość ze śmigania między wieżowcami jest nie do opisania ). Mamy ogromną ilość dodatkowych zadań do zrobienia, klocków do zebrania, rekordów do pobicia, miejsc do zwiedzenia, oraz postaci do odblokowania. Z całego serca polecam tą grę - jest to idealna gra, żeby się odprężyć, dobrze bawić, oraz wcielić w ulubionego superbohatera z uniwersum Marvel.
Produkcji zasługujących na uwagę było oczywiście więcej - był Far Cry: Blood Dragon, był kolejny Assassin's Creed, były dwie nowe odsłony Resident Evil, Crysis 3, dodatek do Starcraft 2, Devil May Cry, oraz wiele, wiele innych gier, którym warto się przyjrzeć i dać szansę. Jednakże w moim odczuciu i wedle mojej osoby, to wymienione wyżej produkcje zasługują na miano "gier roku" w które zagrać zdecydowanie warto, i są gwarancją dobrze wydanych pieniędzy, które zwrócą się godzinami doskonałej zabawy. Warto się też zabrać za te gry, bowiem rok 2014 dla graczy szykuje się jeszcze bardziej obfity - przed Nami Watch_Dogs, Dark Souls 2, Wiedźmin 3, Dragon Age 3, dodatek do Diablo 3... A to dopiero parę z parudziesięciu tytułów, które już zostały zapowiedziane.
W kolejnym, 2014 roku, każdemu graczowi chciałem życzyć tego, co mu najbardziej potrzebne - wolnego czasu, środków na spełnianie "growych" marzeń, jak najwięcej miłych niespodzianek, jak najmniej rozczarowań, oraz oczywiśćie - wielu, wielu godzin pełnych satysfakcji podczas gry.
ciut zaskakująca jest dla mnie twoja opinia nt. dead space 3. określasz ją jako bardziej wielowątkową, ciekawą i zróżnicowaną względem ds2, z potężnym potencjałem dla powtórnej rozgrywki, podczas gdy w stosunku do obydwu poprzednich gier, jest ona najbardziej łopatologiczna, w tani sposób ckliwa i obdziera uniwersum ze wszystkich smaczków. siłą dead space zawsze było (nawet w dwójce) takie stawianie gracza w chusteczkowej sytuacji, zmuszanie do kombinacji, walki o przetrwanie i salwowania się ucieczką, podczas gdy teraz jest to droga naprzód, poprzez kończyny i posokę. nie ma prawdziwych zwrotów akcji, są tylko nieprawdziwe, z cyklu "big surprise". wykładnia pochodzenia i zasady funkcjonowania markerów była najgorszą rzeczą jaka mnie spotkała od czasów przezroczystego dziecka cytadeli. i niestety nie odczułam zróżnicowania, przeciwnie, zżymałam się na nieustanny backtracking. lokacje ładne, to prawda – tau volantis była piękna, ale zamknięte pomieszczenia wszystkie były urządzone na jedno kopyto, także nie miało znaczenia gdzie się znajdowały, bo równie dobrze mogły być jednym wspólnym małym kompleksem (całkowite przeciwieństwo sprawlu). najfajniejszą częścią gry były chyba misje poboczne carvera (do których trzeba było niestety mieć carvera) i tylko one jako tako jeszcze trzymały się ideologii i mitologii uniwersum nakreślonej we wszystkich poprzednich tekstach. że już nie wspomnę o wypuszczaniu finału gry w postaci dlc... trójka jest zdecydowanie najsłabsza. :(
OdpowiedzUsuńCo do finału gry w postaci DLC - z uwagi na fakt, że to jest płatny dodatek, to ja go nie traktuję jako kanoniczny, moim skromnym zdaniem należy ten KOSZMARNY finał potraktować jako takie "a co by było gdyby...", podobne nieco do "Ultimate Sith Story" w Star Wars : The Force Unleashed. Nie kupiłem go, oczywiście, tylko obejrzałem zakończenie na YT ( około 40-50 zł za dodatkową godzinę gry ? Nie, dzięki ! ) - i stwierdzam, że to zakończenie dodatku do Dead Space 3 to był prawdziwy koszmar, dno, metr mułu i żałosny płacz. Co do "właściwego" zakończenia podstawki DS3, oraz samej fabuły, ja może i mam inny gust, lecz z takiego poprowadzenia całości byłem bardzo zadowolony. Już fabuła w DS2 była bardziej przewidywalna i wtórna, w dodatku jak dla mnie monotematycznego Sprawl nie ma co porównywać do cmentarzyska statków czy Tau Volantis, z czego każde było prawdziwie wyjątkowe i przyjemniejsze w zwiedzaniu. A poprowadzenie pochodzenia Markerów - dla mojego gustu miłośnika Lovecrafta - symfonia, cud, miód i orzeszki, nie ma zbędnego kombinowania, tylko postawiono na bardzo dobry, i bardzo pasujący do uniwersum schemat jak żywcem wyjęty z któregoś opowiadania o Cthulhu i spółce.
UsuńTak samo co do chorobliwego liczenia każdej kulki i apteczki - z pewnością wolę takie wyjście, gdzie amunicji jest normalna ilość i snie trzeba non stop myśleć o każdym wystrzelonym pocisku, przy okazji mając gdzieniegdzie elementy tak horroru czy owak, niż schemat zastosowany np w Resident Evil 6, w którym amunicji nie ma się prawie nigdy, co doprowadza do prawdziwego szału i naprawdę, uwierz mi, okropnie psuje grę. Co do lokacji "wewnętrznych" kompleksów - taaak, ale w DS1 na przykład cała gra była tylko w tej jednej, "Alienowej" konstrukcji, z wyłączeniem ostatnich 20 minut na powierzchni planety – tutaj mamy już parę statków, najprawdziwsze miasto, lodowe pustkowia planety, i "wiemy-co" na końcu, co mnie osobiście wysadziło z fotela.
U mnie przynajmniej DS3 ma największą powtarzalność z całej trylogii, głównie z uwagi na CoOp'owy Multiplayer, na misje poboczne, oraz właśnie większą grywalność - gra jest z pewnością lżejsza niż taki DS2, gdzie człowiek się miejscami po prostu szlaja i nudzi, w związku z czym o wiele bardziej chce się w niego pograć. Podobnie ilość kombinacji z bronią, kombinezonami, dostosowaniem stylu gry do Twoich preferencji - nic, tylko włączyć ten New Game+ i się dobrze bawić po raz kolejny.
Bardzo Ci dziękuję za opinię, o to chodzi żeby także podyskutować o tym, co uważamy za warte zagrania i umieszczenia na półce, co natomiast za warte wyrzucenia do kosza, mając przy tym różnicę zdań i swoją wizję oraz twarde argumenty. Dodatkowo, jeżeli posiadasz DS3 w wersji na PC i nie zraziłaś się do niego strasznie, to zapraszam do wspólnej gry przez Coop, jeżeli kiedyś byś miała ochotę, przy jednoczesnej rozmowie przez Skype lub bez – nie zabrałem się do tego trybu porządnie i nie skończyłem go całego, a z pewnością opcja zagrania w całość jako Carver wydaje się kusząca :)
okej, ale GDZIE ta wielowątkowość? :) jedynka jest świetnie skosntruowana narracyjnie, ma fajną opowieść przekazaną przy pomocy dobrych środków, podczas gdy w trójce nawet tak konstytutywna cecha ds, jak narracja przez otoczenie, zostaje bardzo uproszczona (logi były po prostu nudne a na ścianach nie znalazło się nic poza cut off their limbs, na szczęście były jeszcze te nieszczęsne dzienniki serrano). a problem z lokacjami nie polegał wyłącznie na tym, że wyglądały podobnie (to by się dało nawet logicznie wytłumaczyć), ale też że nieustannie wraca się po własnych śladach, a w drodze powrotnej nie ma nawet żadnej niespodzianki. miejmy jasność, nie mówię, że wszystko było złe – otwarte przestrzenie zapierały dech, a fruwanie w li tylko eva-suitcie po ogromnym debris field to spełnienie moich interaktywnych marzeń, ale wszystkie zbudowane siłą rąk ludzkich bazy były jakoś tak zwyczajnie nieinteresujące, a przynajmniej od momentu podróży na tau volantis.
Usuńno i chyba już wiem, skąd ta nasza różnica w odbiorze objaśnienia zasad funkcjonowania uniwersum – ja wolałabym trochę bardziej science, a trochę mniej fiction, żeby tau volantis znajdowała się ciut dalej od dunwich. ;) taka prostolinijna magiczność w moim odczuciu nie przystoi do tego, co w dead space zbudowane zostało wcześniej (i to wliczając rzeczy, które markery potrafiły z ludźmi robić, psychicznie i somatycznie). nasuwa się analogia do funkcji prometeusza w ramach całego systemu aliens.
co się ma wspólnego grania, bardzo chętnie! gdyż otóż posiadam ds3 na pc właśnie (awakaned nabyłam za 17,40 na wyprzedaży świątecznej, i choć fabularnie zakończenie przysłowiowo ssie pytkę, tak sama rozgrywka jest przyjemna i klimatyczna). ale ponieważ jestem właśnie po zakończeniu rozgrywki w co-opie, potrzebuję chwili, żeby mi się ta gra zdążyła "osiąść". :)
Wielowątkowość przejawia się w dwóch aspektach - primo, wreszcie zwiedzamy w grze więcej niż jeden-dwa rodzaje lokacji, tylko ich mamy pięć, z czego każde jest z innej bajki ( bo np statków z cmentarzyska nie ma co porównywać do baz na TV ), inaczej się je zwiedza, i inaczej trzeba się w nim zachowywać. Drugą kwestią jest mój osobisty konik, czyli ekran tworzenia broni, który mnie po prostu położył na łopatki - potrafiłem nawet po kilkadziesiąt minut siedzieć i sobie kombinować z bronią, która opcja mnie bardziej kręci, która na co się nadaje, jaką sobie złożyć broń krótką ( rewolwero-plasma cutter był najlepsze ), oraz jaką broń długą ( wcześniej opisywany karabino-strzelbo-cośtam z toną dodatków ), jak je ulepszać, w co inwestować - dało mi to prawdziwą górę czystej radochy, oraz jest też jednym z tych powodów, dla których chcę tą grę ukończyć jeszcze raz - żeby się pobawić z innymi rodzajami skonstruowanej broni.
OdpowiedzUsuńO to dla mnie właśnie każdy horror powinien leżeć jak najbliżej Arkham albo Dunwich, ewentualnie miasteczek w wydaniu S. Kinga ( na przykład Alan Wake, którego opisałem na blogu sporo wcześniej ). Ja właśnie lubię mieszanie sci-fi z nutką mistycyzmu, genezy samego powstania człowieka, oraz wszelkiej maści istot typu Wielkich Przedwiecznych.To po prostu moja osobista preferencja na temat horroru w ogóle - tak samo, ja jestem jedną z tych niewielu osób, którym Prometeusz się naprawdę podobał, i oglądałem go więcej razy niż Alien 3 na przykład ;)
Jeszcze, co do faktu że DS3 umieściłem w ogóle w rankingu - przyznam, że grałem w chyba wszystkie naprawdę godne uwagi horrory w roku 2013, i nowy Dead Space moim zdaniem był po prostu najlepszy, bo i z czym miał konkurować ? Z Resident Evil 6, który może i ma świetną historię ( Leon S Kennedy, którego wątek był absolutnie powalający, oraz Chris Redfield, którym po prostu lubię grać ) ale grywalność tej gry doprowadzała mnie do szału, przede wszystkim przez nadal nic nie poprawione, morderczo toporne sterowanie, oraz zupełnie nieprzemyślaną formę rozgrywki, gdzie trupków do odstrzelenia była masa, co w RE w sumie jest nowością, a amunicji były ilości rodem z Residenta 4, gdzie przeciwników było "trochę" mniej. Doprowadzało to do paradoksalnych sytuacji, gdzie przez pół poziomu musiałem się bić wręcz nie dlatego, że amunicji nie oszczędzałem, tylko dlatego, że oszczędzanie nic nie dawało.
Resident Evil Revelations ( tak, jestem Residentowcem i mam wszystkie wydane od RE4 na PC części na półkach ) może i był niezłym horrorem i miał naprawdę klimat tych starych, dobrych części jak Resident Evil 2, ale ta produkcja jest portem z 3DS'a - co z tego, że silnik zrobiony od nowa, jak niestety, po gameplay'u okropnie to było czuć i umniejszało nieco przyjemność z gry. Tym niemniej, to właśnie RE: Revelations był w sumie najbliższy podium mojego "horroru roku".
Mieliśmy też Amnesię 2, która była słaba, po prostu i po ludzku, mieliśmy OutLast, który był świetny, jednak nie jest to moim zdaniem "ten" rodzaj horroru w który lubię grać najbardziej ( dla mnie produkcje typu Amnesia, Penumbra czy Outlast to już inny gatunek gry ), był Dead Island Riptide który wbrew teorii nic nie ma z horroru, oraz Aliens : Colonial Marines, który był dla mnie jakąś smutną, żałosną wpadką, gdzie całkiem fajną grę sknocono błędami i utarczką pomiędzy wydawcą a twórcą. Z tej grupy to DS3 akurat moim zdaniem najbardziej się wybija, i po prostu zasługuje na miejsce na podium tak, jak Van Helsing na najlepszego RPG - po prostu z braku prawdziwej, godnej i wielkiej konkurencji :)
ha! ale widzisz, to, co opisujesz, nie jest przejawem wielowątkowości. wątki są dwa, które dzielą grę na dwie nierówne partie – poszukiwanie ellie oraz próba powstrzymania danika i/lub markerów za wszelką cenę. jest nudno. system tworzenia broni był faktycznie zarąbiście bogaty i, co ważne, pociągający, ale mimo wszystko ciut przekombinowany (natłok).
OdpowiedzUsuńalan wake to świetna gra i tak, ja też lubię jemu podobne horrory (mistrzem tej odmiany pozostaje dla mnie wciąż silent hill 2), ale dead space już dawno przestał być gatunkowym horrorem (nie tylko przez ds2, ale komiksy i filmy). twórcy powinni więc byli postarać się o trochę mniej fajerwerków, a trochę więcej rozwagi.
generalnie nie mam pretensji co do tego, że ds3 znalazło się w twoim rankingu. w dalszym ciągu uważam, że jest to dobra gra, niestety nie bez mankamentów – a ponieważ to finał świetnej serii, tak mnie to drażni.
jeszcze nie zdążyłam zaprzyjaźnić się z RE6, ale zakrawające na absurd braki amunicji to akurat konstytutywna cecha serii. ;) nie wiem, czy to celowy zabieg w przypadku najnowszej części, czy po prostu wpadka, ale w poprzednich grach (szczególnie tych starych, pre-RE4) wręcz wskazane było uciekanie przed mobkami i niezużywanie ammo aż do bossa, bo wtedy by naprawdę na bossa nie wystarczyło. :-) (mam za sobą wszystkie od code:veronica w górę, damn, nawet kupiłam gamecube'a dla REO i REmake ;). wrócimy do tematu jak zapoznam się z szósteczką!
Dla mnie wielowątkowość to nie tylko fabuła, nie mamy do czynienia z filmem czy książką, tylko diabeł tkwi w samej rozgrywce, gdzie kiedyś non stop od pierwszej do ostatniej minuty było przepychanie się wąskimi korytarzami / rusztowaniami w jednej tonacji, stylistyce i klimacie. Tutaj mamy o wiele większą różnorodność w gameplay'u, oraz sama gra stawia nas w o wiele większej ilości różnych sytuacji. Z fabułą teeeeż, nie przesadzajmy, że są tylko dwa wątki - mamy przecież wątek dotyczący stworzenia markerów, tego co się stało na cmentarzysku statków, czy genezy wydarzeń na Tau Volantis. Mnie osobiście fabuła ucieszyła, i zasmakowałem w takim jej pokierowaniu.
OdpowiedzUsuńCo do natłoku - oj tak, im więcej tym lepiej, kocham takie "przepakowane" elementy w grach, bo to jest jak basen, do którego aż chce się wskoczyć i w którym popływać, stąd też moja lubość do gier jak Final Fantasy czy Deus Ex, gdzie jest tona "buildów" do wypróbowania, i w takie gry najbardziej lubię grać parukrotnie :)
Silent Hill 2 mimo wszystko jest strasznie japoński w swojej japońskości, creme de la creme wszystkich wchodnich horrorów, ja mimo wszystko w gustach oddaje całe swoje serce Amerykanom jak Lovecraft, King, Straub czy Poe. Jednak, oczywiście, Silent Hill 2 to jest jedna z tych niewielu gier, które osobiście mają u mnie 10/10 - klimat gęsty niczym mgła na ulicach owego miasteczka, fabuła która wciska w fotel z siłą megatony, oraz zachwycająca ilość genialnych zakończeń.
O to moim zdaniem w Dead Space chodzi, i w świetną stronę ruszyli - zamiast tworzyć takiego "rozbudowanego" klona serii Aliens, to zdecydowano się obejść ścieżkę, którą kroczy teraz Resident Evil - rezygnacją z klasycznej formy horroru na rzecz mieszaniny gatunków sci-fi, przygodowego, sensacyjnego oraz domieszki horrorowatości. Ja byłbym, prawdę mówiąc, nieźle rozczarowany, gdyby z uniwersum Dead Space chciano stworzyć 100% horror, i strasznie uszczupliłoby to ogrom możliwości, jakie ma i miał Visceral oraz pisarze, którym udzielono licencji świata DS.
Owszem, jest to bardzo dobra gra, jednak z mankamentami - jednak która produkcja jest ich pozbawiona ? :) Poprawiono toporne sterowanie i dodano system osłon - mnie już w Dead Space w końcu nie drażni nic :)
To ja akurat jestem wychowany na innej wizji Resident Evil - moim pierwszym kontaktem z serią był RE3, i od niego się odbiłem, w straszny sposób - byłem za młody, żeby docenić tą grę. A Resident Evil 4, do którego podchodziłem z ogromną rezerwą, pozostaje dla mnie jednym z najlepszych growych horrorów wszech czasów, obok Alana Wake'a, Penumbry, czy wcześniej wymienianego Silent Hill 2. Dlatego ja po Resident Evil 4/5/Operation Raccoon City oraz Revelations jestem przyzwyczajony, że twórcy gry raczej szczodrze obdarzają graczy amunicją, albo skromnie wydzielają wrogów. A w Resident Evil 6 bywają sytuacje, że jest ślepa uliczka, tona zombiaków, brak amunicji, oraz zero możliwości ucieczki - nie ma tutaj znanego z Resident Evil 1 ( w którego grałem w sumie niedawno ) motywu, że przed trupkami w większości da się zwiać, żeby oszczędzić pociski - tutaj, wzorem np Gears of War, trzeba wszystkich zabić, żeby móc iść dalej. I tak, jak w kampanii Leona czy Jake'a jest to jeszcze jakoś do wytłumaczenia, tak w kampanii Chrisa Redfielda ( z którym najlepiej w serii się zawsze utożsamiam i gra mi się nim najprzyjemniej ) doprowadza ten stan rzeczy do czystego szału, tym bardziej przy klimacie jego kampanii. Jednak oczywiście nie uważam tej gry za złą, gdyby nie Dead Space 3 oraz Resident Evil Revelations, to zapewne RE6 by został moim horrorem roku. Gra ma świetną, rozbudowaną fabułę, przez ilość kampanii jest długa jak diabli, i także ma doskonałe replayability, więc jak najbardziej polecam ;)