czwartek, 11 lutego 2016

Krytycznym okiem: Assassin's Creed Chronicles: China


Po wyjątkowo udanym AC Syndicate ochoczo wyglądałem tej gry - czy raczej "gier". Trzy odsłony, trzech asasynów, trzy okresy historyczne, trzy - mniej lub bardziej - egzotyczne rejony świata. I jeden gameplay w formie platformówki 2.5D z elementami walki wręcz i skradania a'la Shank czy Mark Of The Ninja. Początkowo zastanawiałem się nad zakupem i zrecenzowaniem całej trylogii, zamiast tego jednak wolałem na początek "liznąć" jedną odsłonę, a potem ewentualnie dokupić pozostałe. I po tych 6-7 godzinach gry uważam, że postąpiłem właściwe - bo mimo że nie jest źle, to bynajmniej nie czuję się zachęcony do następnych "kronik" w Indiach i Rosji..


Mulan w kapturze? 

  AC Chronicles: China opowiada historię Shao Jun, znanej z krótkometrażowego filmu Embers młodej asasynki oraz uczennicy Ezio Auditore. Akcja gry ma miejsce w XVI wieku na terenie Chin, za czasów upadku dynastii Ming, co oczywiście wedle historii serii jest sprawką zakonu Templariuszy. Shao, jedna z ostatnich przedstawicielek chińskiego odłamu zakonu Asasynów, powraca po naukach u Ezio by dokonać zemsty na Templariuszach oraz przywrócić równowagę na dworze cesarza. Powiedzmy sobie szczerze - to jest historia, okres czasowy oraz region za który Ubisoft powinien był się zabrać od razu po ukończeniu AC Revelations zamiast potwornie nudnego i retrospektywnie nieciekawego Assassin's Creed III. Bo wybaczcie mi, ale impakt "dzielnych Amerykanów" bijących "Czerwone Koszule" i podpisujących Deklarację Niepodległości ze stojącym w tle absolutnie gburowatym Connorem nie ma najmniejszych szans wygrać z potencjałem, jaki prezentuje historia upadku dynastii Ming w Chinach z wyjątkowo przyjemnym twistem odświeżającym zarówno zakon Asasynów, jak i Templariuszy. I prawdopodobnie stąd też bierze się moja największa pretensja w stronę "Kronik" - pod względem kreacji świata i postaci jest to gra bardzo wybrakowana, z każdym krokiem ukazując więcej i więcej marnowanego potencjału. Oczywiście, nie oszukujmy się że do liniowej gry 2.5D można wpakować tyle samo zawartości fabularnej co do ważącego kilkadziesiąt gigabajtów sandboxa, jednak mimo ogólnego zadowolenia i całkiem znośnej historii zakończyłem grę z tym charakterystycznym wrażeniem z tyłu głowy, że "tego czegoś" powinno być więcej. Więcej lepiej zarysowanych postaci. Więcej Shao Jun. Więcej zwiedzania pięknych Chin. Mimo to Ubisoft postawił na lekką zmianę stylu oraz większy margines ryzyka podczas kreowania odsłon Chronicles, dając graczom coś bardziej baśniowego i oderwanego od serii, w dodatku posiadającego bardziej jednowymiarowy charakter. Wyszło to grze na zdrowie, oraz potrafiło porządnie zachęcić do zabawy - nawet pomimo kilku wyraźnych problemów..


Assassin's Prince of Creed's Persia...

  Mechanikę AC Chronicles najłatwiej mi porównać do wspomnianego wcześniej Mark of The Ninja. Skradamy się po dwuwymiarowych, częściowo otwartych poziomach, miejscami zmieniając "plan" poruszając się po odgórnie ustalonych deskach, sznurach czy belkach. Przeciwnicy mają ograniczony zasięg widoczności, podczas gry skupiamy się raczej na unikaniu oponentów, ewentualnie cichej utylizacji, walkę zostawiając jako ostatnią deskę ratunku. I bardzo dobrze, bo walka wręcz w tej produkcji jest koszmarna, i nie mogę jej określić inaczej jak "absolutny bajzel". Nieczytelna, paniczna, potwornie nieprzyjemna i nie pozwalająca na odrobinę strategii. Dwa ataki, blok, przeskok - który nie ma żadnej faktycznej funkcji poza zezwoleniem na wbicie sobie miecza w plecy - oraz unik, którego okno czasowe leży gdzieś pomiędzy studentem po czterech kawach a Spider-manem. Przecież w ostatnim czasie pojawiło się tyle dwuwymiarowych produkcji, które pokazały jak wprowadzić dobrą walkę do dwuwymiarowej gry - jak Shank, czy jak cudowny Ronin. Wśród nich Assassin wygląda wprost żenująco - walka wygląda na nakreśloną na odczepne. I owszem, da się pokonać tą grę bez wszczęcia jednego alarmu i wymuszenia otwartej walki - jednak skradanie też ma swoje problemy. Przeciwnicy mają bardzo brzydki zwyczaj pojawiania się znikąd, świecąc "Visibility Cone'em" prosto w Shao i krzycząc na alarm w przeciągu dwóch-trzech sekund, zdarzają się też dziwne luki w ich zachowaniu, a sama bohaterka bardzo lubi niezależnie od naszego sterowania  zeskoczyć z gzymsu czy wisieć w zasięgu widoczności sali pełnej strażników. Mimo to - ogół rozgrywki nie zniechęcił mnie w żadnym momencie do tego stopnia, żeby przestać grać. Zaciskałem zęby oraz przebijałem się  przez każdy gorszy fragment, żeby móc się pobawić we fragmentach lepszych. Zdarzają się misje, które pozwalają graczom na wybranie własnego podejścia czy sposobu eksploracji - co w grach 2.5D zdarza się rzadko - oraz bywają chwile, które potrafią nakręcić tempo zmuszając Nas do ucieczki przed ogniem czy w pogoni za celem. Co prawda dwie bliźniaczo podobne sekwencje "ewakuuj się - pożar!" to nieco za dużo, jednak mimo to potrafiły podnieść ciśnienie w ten dobry sposób. 


Czerwień, czerwień wszędzie..

  Jeżeli natomiast chodzi o design audiowizualny - AC Chronicles China to jest klasa sama w sobie. Znowu Ubisoft pokazuje sporą odwagę oraz niezależność w kreacji projektu, przez co ta gra wygląda prawie jak produkcja indie, tylko w skórze wielkiej franczyzy. Piękne, pastelowe kolory, pergaminowo-krwista kolorystyka, oraz wspaniale animowane przerywniki dają Nam do zrozumienia, że twórcy wiedzieli, jak podejść do materiału i jak oddać hołd Dalekowschodniej sztuce. Niektóre sceny wyglądają wręcz jak obrazy puszczone w ruch. Nie jest też źle jeżeli chodzi o detale i animacje postaci - bardzo ładnie wpasowują się w styl graficzny, oraz tym bardziej nadają efektu sztuki naniesionej na kawałek pergaminu. Mieszane uczucia natomiast wyniosłem z oprawy dźwiękowej - głosy postaci zostały podłożone nierówno. Shao Jun brzmi świetnie, natomiast jej przyjaciel czy główny antagonista - nieco gorzej, miejscami bardzo sztucznie. Największym problemem jest jednak bez wątpienia sterowanie. Nie przesadzając - połowa moich zgonów podczas zabawy była bezpośrednim skutkiem tego jak sztywne i problematyczne jest kontrolowanie postaci. I sprawia to ból przede wszystkim podczas eksploracji i skradania, gdzie najbardziej liczy się precyzja. A ja grałem na padzie od X360 - strach się bać jak musi wyglądać gra na klawiaturze.


I'm sorry Assassin, but your Templar is in another castle..

   Z każdą godziną gry w Chronicles: China uświadamiałem sobie, jak wiele jest tutaj zmarnowanego potencjału, który mógł zostać wykorzystany na coś lepszego. Zmarnowany okres historyczny. Zmarnowany odważny design graficzny. Zmarnowana postać bohaterki. Zmarnowana okazja na Assassina, o jakiego seria aż się prosi. Zamiast tego mamy przeciętnego, miejscami frustrującego i niedbale stworzonego 2.5D platformera, który nie załamuje jakością - ale nie potrafi Nas do siebie przekonać. Z drugiej strony można pomyśleć pod tym kątem - za 30 zł nie jest to zła oferta. Długość zabawy jest rozsądna, jakość wizualna świetna, a gameplay ma swoje momenty. Osobiście jednak z miniserią Chronicles skończyłem - przede wszystkim dlatego, że przeszedłem tą odsłonę, która mnie zainteresowała najbardziej. I wam polecam dokładnie to samo. Interesuje Was historia początków XX wieku, i pokłosie Rewolucji Październikowej? W takim razie możecie się pokusić na Chronicles: Russia. Kochacie Indie, więc środkowe Kroniki będą idealne. Kręci Cię historia i kultura Chin, w dodatku masz ochotę na interesujący spektakl wizualny - więc historia Shao Jun powinna się sprawdzić. Pod żadnym pozorem jednak nie polecam Wam kupować kompletu Chronicles w pudełku - będzie to dla Was za dużo szarpaniny z topornym sterowaniem i kiepską walką żeby wytrzymać dla tych niektórych naprawdę dobrych momentów.



Moja ocena: 6/10
+ świetny design graficzny
+ klimat oraz okres historyczny
+ postać Shao Jun
+ otwartość i możliwości eksploracji poziomów
+ satysfakcjonujące skradanie, które stanowi główną motywację do zabawy

- toporne sterowanie
- beznadziejna walka
- nierówny voice acting
- zmarnowanie potencjału na wspaniałego pełnoprawnego Assassin's Creed



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz