Bardzo ciężko było mi podejść optymistycznie do tej gry. Cały mój entuzjazm, i tak nadszarpany przez wizerunek EA, został rozstrzelany przez totalny bajzel, jakim okazała się wersja beta. Brak balansu, identycznie zachowujące się bronie, kiepski design map, tryb w którym Rebelia nie miała szans wygrać. Szykowała mi się piękna wydmuszka, którą będę mógł na koniec roku roztrzaskać w drobny mak niczym szampana na burcie statku, kończąc w ten sposób rok 2015 - podobnie, jak rok temu roztrzaskałem Lords of The Fallen (brr, dalej mam koszmary..). Jednak gdzieś tam na dnie mojego lodowatego, krytycznego serca coś się tliło - prawdziwa, nomen omen, "Nowa Nadzieja" że jednak Battlefront czymś mnie do siebie przekona.
"Die, Rebel Scum!"
Jeżeli szukacie w tej grze jakiejkolwiek zabawy Single Player - "To nie jest gra, której szukacie. Move along". Jest to bez wątpienia moja największa pretensja skierowana do tej produkcji. I nie działa tutaj wytłumaczenie, że jest to "produkcja skupiona na trybie Multiplayer". Call of Duty i Halo są skupione na Multi - mają kampanie, które niejednokrotnie bywają naprawdę przyjemne. Battlefield podobnie - tryb Single to był mój ulubiony element odsłon takich jak Bad Company 2 czy Hardline. Sól na tą ranę stanowi przede wszystkim fakt, że uniwersum Star Wars wręcz prosi się o nowego, ciekawego shootera z rozbudowanym Single Player. Takiego Republic Commando nowej generacji. I, co najgorsze - w nielicznych cutscenkach Battlefronta przebija się gdzieś potencjał takiej gry. Każde intro i każde outro w trybie Survival jest świetne. Klimatyczne, wierne uniwersum, niesamowicie piękne i stanowiące posmak czegoś, co tutaj powinno być zawarte jako część produktu. Te filmiki trwają kilkanaście sekund, a mają w moim odczuciu więcej "smaku" Star Wars niż całokształt obu odsłon The Force Unleashed. Szkoda tylko, że sama zabawa w tym trybie jest kompletnie bezsensowna i miejscami wręcz odpychająca. Mamy 4 mapy, na każdej 15 fal przeciwników do pokonania. Nic więcej. Bezmyślne strzelanie do "białasów" sterowanych AI, głupich jak diabli. Zabawa ze znajomym ma jeszcze jakiś sens - relaksujące mordowanie szturmowców i wychwalanie pięknych cutscenek. Jednak samemu - ledwo zmusiłem się przejść dwie z czterech zaproponowanych map. Tym bardziej śmieszne dla mnie jest, że wychodzi powiązana z marką Battlefront książka - "Twilight Company". Czemu nie zebrać zawartości tej książki, przyciąć o niepotrzebną ekspozycję i proszę - gotowy materiał na zgrabną, kilkugodzinną kampanię? Ale przecież DICE nie chciało się napracować za bardzo, i woleli przyłączyć się do leniwego ciągu produkcji oferujących pół zawartości - za pełną cenę. Nie wybaczyłem tego Titanfall, nie wybaczyłem tego Evolve, i nie wybaczę tego Battlefrontowi. Gdybyśmy mówili tutaj o grze kosztującej 50-60% ceny normalnej produkcji - może byłbym w stanie zrozumieć ten ruch, nawet go zaakceptować i pochwalić. Jednak w obecnej sytuacji - pozycja Battlefronta jest w moich oczach stracona podwójnie. Jako niepełny produkt, oraz marnowanie dobrego tematu. Tym bardziej, że w zawartości Multiplayer też przepychu nie ma..
"If you only knew the power of the Dark Side."
Pięć map. Dziesięć trybów. Jedenaście broni. Kilkanaście map łącznie. Niezbyt imponująca ilość zawartości, jeżeli mam być szczery. Owszem, mapy są wykonane z dbałością o detale nieporównywalną z niczym innym - o czym za chwilę - jednak nadal rozmieszczone są pomiędzy pięć dostępnych planet, w związku z czym niektóre sesje bywają monotonne, kiedy na zmianę jesteśmy rzucani od Tatooine do Jakku - jednej piaszczystej mapy na drugą. W dodatku ciężko podziwiać detale, tekstury i efekty, kiedy jesteśmy zasypywani kanonadą ognia blasterowego i panicznie szukamy osłony, na ślepo ciskając granaty. I znowu wracamy do punktu wyjścia - innymi słowy, jak bardzo ograniczona jest zawartość tej produkcji. Jej developement rozpoczął się w 2013 roku - i przepraszam, co dokładnie EA DICE robiło przez ten cały czas? Ustawiali pasjansa przy każdym udanym modelu, czy może wykuwali zera i jedynki w kamiennych tablicach? I nie zaprzeczam, mapy są dość zróżnicowane, zwłaszcza w swoich "największych" wersjach 20v20, jednak mimo wszystko jest tego mało. Naprawdę mało, porównując do dostępnej zawartości w takim Battlefield 3, Advanced Warfare czy dowolnym Killzone. O tyle dobrze że "mniejsze" edycje map nie stanowią zaledwie "wycinku większej", tylko zostały wykreowane z pewną dozą oryginalności i zróżnicowania względem wersji bazowej. Na brawa natomiast zasługuje dostępna pula uzbrojenia, która nie ma nic wspólnego z zabawkami dostępnymi w becie. Wśród dostępnych 11 pukawek każdy znajdzie coś dla siebie - klasyczny imperialny E-11, potężny blaster DL-44, ciężkie powtarzalne działa DLT-19 i RT-97, czy mój ukochany EE-3 - karabin Boby Fetta. I wiele więcej, dzięki czemu każda nisza została odpowiednio zapełniona - zarówno fan klasycznych karabinów szturmowych, jak i snajperskich, jak i SMG, jak i pistoletów znajdzie zabawkę idealną dla siebie. No, może poza strzelbą Jawów, która w tej produkcji jest absolutnie bezużyteczna poza małymi, ciasnymi mapami. Starcia w zdecydowanej większości odbywają się na średnich/dalekich dystansach, w związku z czym jakakolwiek broń kontaktowa nie ma większego sensu - no, chyba że mówimy o mieczu świetlnym Skywalkera/Vadera, bądź miotaczu płomieni Fetta.
+ wspaniała grafika i udźwiękowienie
+ absolutnie bezbłędna optymalizacja
+ piękne, rozbudowane i interaktywne mapy
+ wybór bardzo zróżnicowanych, przyjemnych w obsłudze broni
+ tona świetnej, nieskomplikowanej i naprawdę klimatycznej zabawy
- brak kampanii Single Player
- bardzo mała ilość zawartości
- zaporowa, niczym nieusprawiedliwiona cena
- słaby, nierówny system kart
- niektóre tryby, które zasługują tylko na wyrzucenie z gry
"Focus fire on the AT-AT!"
Całe szczęście sytuacja z trybami polepszyła się znacząco w stosunku do bety, zwłaszcza w przypadku flagowego trybu "Atak AT-AT". Rebelia ma szansę teraz wygrać, powiedziałbym nawet że całkiem uczciwą i wprowadzającą bardzo przyjemny posmak do zabawy przeciwko Imperium, desperacko próbując powalić powolne, metalowe kolosy plujące ze wszystkich dział. Mamy całkiem spory wybór w większości naprawdę przyjemnych trybów - zwłaszcza dodany ostatnio Punkt Zwrotny cieszy się u mnie popularnością z uwagi na łudzące podobieństwo do znanego z Bad Company 2 trybu Rush z drobnym twistem w postaci wielu możliwych do przejęcia punktów. Podobnie sprawa ma się z Eskadrą, która gwarantuje, ni mniej ni więcej - czystą przyjemność sterowania myśliwcem i odstrzeliwania innych myśliwców, czy też Bohaterowie i Złoczyńcy - dynamiczne, diabelnie satysfakcjonujące starcia pomiędzy dostępnymi bohaterami obu stron ze wsparciem piechoty. Nawet uproszczona Supremacja gwarantuje wiele emocjonujących, przyjemnych godzin dobrej zabawy. Są jednak dwa tryby, które twórcy powinni bez żalu wyrzucić z tej gry, bowiem nie mają one absolutnie żadnego sensu. Pierwszym z nich są Łowy na Bohatera - jeden gracz kontroluje herosa, a pozostali mają go zabić. Może i ten tryb na papierze wydawał się ciekawy, jednak w praktyce sprowadza się on albo do nabijania sobie bestialskich statystyk jako bohater, tłukąc drugą drużynę w bezlitosny sposób, albo błyskawicznego obniżania sobie ratio K/D jeżeli mamy pecha i gramy zwykłym piechurem, zostając co kilka sekund mordowanym z ręki Skywalkera, Vadera czy Imperatora. Drugim trybem jest Droid Run, który łączy wszystko co najgorsze w misjach eskorty oraz trybie Capture The Flag. Nie ma słów mogących oddać moją nieskończoną frustrację na ten przeklęty, kwadratowy kawał metalu wydający z siebie "Gonk!" co kilka sekund. Tryb równie beznadziejny co Crosshair w Hardline, tylko tutaj nikt nie kontroluje "VIP-a"."Never tell me the odds."
Naprawdę chciałbym oskalpować tą grę do gołej kości. Za ilość contentu, za głupie tryby, za brak Singla i tonę ograniczeń. Jest tylko jeden problem - mimo tych wszystkich problemów jest to naprawdę przyjemna produkcja. Ba, jest to jedna z najlepszych gier Star Wars ostatnich lat, przebijająca takie The Force Unleashed 2 czy Republic Heroes pod każdym względem - zwłaszcza klimatu i wierności uniwersum. Poprzednie Battlefront owszem, były naprawdę udanymi i rozbudowanymi shooterami, jednak dopiero w produkcji EA gracz naprawdę czuje się, jakby uczestniczył w wielkiej, filmowej bitwie. Pierwszym elementem, który niesamowicie w tym pomaga, jest interaktywność map - która jest po prostu nie do porównania. Każda mapa stanowi odrębne, zróżnicowane przeżycie, na każdej dzieje się coś innego, pojawiają się dziesiątki małych elementów, które połączone zwiększają jakość wrażeń z gry kilkukrotnie. Spadające Niszczyciele Imperium podczas Bitwy o Jakku wyglądają po prostu obłędnie - kolosy z jękiem giętego metalu powoli opadają na powierzchnię planety w tumanach kurzu, wraki naokoło płoną, wszędzie słychać cichy wizg umierających silników jonowych - wszystko dzieje się w tle, powoli, przez całą długość rozgrywki. Na Tatooine również trwa bitwa w kosmosie, jednak w tym przypadku główne skrzypce gra to, co widzimy przy okazji walki na powierzchni planety - uciekających Jawów, ukryte myśliwce Rebelii, tysiące małych detali, które przekonują Nas że ta mapa naprawdę "żyje".Jednak nie chodzi oczywiście tylko o to, jak mapy wyglądają - ale też jaka niesamowicie wyrazista i tematyczna jest sama zabawa. Myśliwce śmigają tuż nad głowami piechoty, niejednokrotnie plując ogniem prosto w walczących. Kolosalne AT-AT sprawiają wrażenie na dwojaki sposób - dla Imperium jako dumny symbol potęgi militarnej, który trzeba ochraniać i który sam zapewnia ogromne wsparcie. Dla Rebelii natomiast jako straszliwe zagrożenie, które trzeba zlikwidować bez względu na wszystko. Nawet tak podstawowa rzecz jak same starcia mają w sobie to "coś" - bezpośredni szturm u boku samego Lorda Vadera na bazę Rebelii podczas bitwy o Hoth jest niesamowitym uczuciem. Podobnie w drugą stronę, zniszczenie kroczącego AT-AT, przerywając jego marsz destrukcji - jest niewymownie wręcz przyjemne i satysfakcjonujące. Nie mniej ważna jest zresztą oprawa gry..
"Do. Or Do Not. There is no try."
Battlefront jest - bez dwóch zdań - jedną z najpiękniejszych i najlepiej zoptymalizowanych gier, w jakie grałem w życiu. Nie żartuję - ostatni raz taki opad szczęki na widok grafiki zaliczyłem osiem lat temu, podczas zabawy w pierwszego Crysis. Wszystko za sprawą nie tylko tony pracy grafików i animatorów, ale też dzięki zastosowaniu nowej techniki - fotogrametrii - by przenieść całe modele, lokacje i elementy prosto z filmu. Dzięki temu gra wygląda po prostu obłędnie, oraz jeszcze mocniej podkręca efekt uczestniczenia w filmie, nie zaś grze. Każda broń prezentuje się genialnie. Modele postaci, wnętrz kokpitów i statków są bogate w najdrobniejsze detale. Efekty oświetlenia, wybuchów, dymu czy lens flares reprezentują poziom nieporównywalny z niczym innym. Podobnie z oprawą dźwiękową - od wizgu silników, poprzez dźwięki otoczenia, kończąc na strzałach z blasterów czy przede wszystkim - wybuchach. Dźwięk wydawany przez Imploder w chwili aktywacji stanowi chyba prawdziwe marzenie Michaela Baya. Myśliwce czy walkery w chwili wybuchu stanowią prawdziwy pokaz fajerwerków, krzyku giętego poszycia oraz deszczu ostrych odłamków metalu. Blastery brzmią dokładnie tak jak w filmie, niejednokrotnie nawet lepiej z uwagi na zastosowanie nowoczesnych technologii. A co jest najlepsze? Że przy tym optymalizacja pozwala na grę niemal na każdej współczesnej konfiguracji sprzętowej. Weźcie wymagania Battlefield 4 i dodajcie do nich około 10-15 procent. Proszę, dokładnie takie wymagania wystarczą na komfortową i satysfakcjonującą zabawę w wysokich detalach.Nic nie cieszy gracza bardziej, niż produkcja która nie tylko "dobrze wygląda" - ale też wspaniale działa, pokazując że twórcy naprawdę włożyli ogrom pracy w dokręcenie każdej śruby silnika gry."Now, young Skywalker - you will die."
Z jednej strony najnowszy Battlefront stanowi świetną zabawę - doskonałe "przeżycie w świecie Star Wars", naprawdę dobrego, przyjemnego shootera oraz świetną odskocznię od serii Battlefield czy Call of Duty. Z pewnością jest o niebo lepiej niż w wersji Beta. Cały czas podczas gry nie opuszcza mnie jednak ten cichy głos, to nieprzerwane wrażenie - że tego jest mało, że to jest zbyt "każualowe", że bez DLC nie będzie tutaj w co grać. Mapy prędzej czy później się znudzą, jeżeli EA nie będzie dawać darmowych dodatków - co już obiecali kilka tygodni temu. System "kart" jest prostacki, oraz pozwala w sumie na grę w dwóch-trzech sensownych konfiguracjach, a reszta to śmietnik. Fanbase będzie się kurczyć w błyskawicznym tempie, zostawiając w końcu pustą skorupę - jaką stanowi teraz na przykład Evolve. Z drugiej strony mówimy o Star Wars, dzięki czemu szanse "przeżycia" tej gry są dość spore. W tej chwili wszystko zależy od EA - jeżeli opuszczą cenę zarówno samej gry, jak i Season Pass, jak i zaproponują dodatkową zawartość dla osób nieposiadających Przepustki - to Battlefront ma realną szansę stać się naprawdę dobrym, oferującym ogrom zabawy i niesamowicie klimatycznym Multiplayer FPS. Mam na to szczerą nadzieję, bo w ostatecznym rozrachunku - nie żałuję czasu spędzonego na zabawie, oraz z chęcią do niej wracam. Kiedy cena gry spadnie - i to spadnie do pułapu poniżej 99 zł - to z całego serca polecam Wam jej zakup, zwłaszcza jeżeli kochacie Star Wars. W obecnej chwili jednak - zalecam wstrzymanie się z zakupem, i obserwowanie losów tej gry. Jeżeli będzie więcej darmowych map takich jak Jakku - to kto wie, może EA samo zwiększy wartość swojej gry do stopnia, w którym jej kupno będzie opłacalne?
Moja ocena: 6/10
+ wspaniała grafika i udźwiękowienie
+ absolutnie bezbłędna optymalizacja
+ piękne, rozbudowane i interaktywne mapy
+ wybór bardzo zróżnicowanych, przyjemnych w obsłudze broni
+ tona świetnej, nieskomplikowanej i naprawdę klimatycznej zabawy
- brak kampanii Single Player
- bardzo mała ilość zawartości
- zaporowa, niczym nieusprawiedliwiona cena
- słaby, nierówny system kart
- niektóre tryby, które zasługują tylko na wyrzucenie z gry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz