Moi drodzy czytelnicy - oto produkcja mojego dzieciństwa, ulubiony FPS, najlepsza gra spod loga Lucasarts, jaka powstała kiedykolwiek, najlepsza historia w świecie Mocy i Mieczy Świetlnych, i pokaz czym mogłoby być Expanded Universe Star Wars, gdyby nie "nowa" trylogia. FPS z 1997 roku będący drugą częścią cyklu Dark Forces, rozpoczętego w roku 1995, oraz pierwsza gra w świecie Gwiezdnych Wojen, w której wcielamy się w Jedi innego niż Luke Skywalker - już wtedy ta produkcja była dla każdego fana SW prawdziwym objawieniem, a z czasem nabrała tylko dodatkowego uroku. I dalej zachwyca niektórymi rozwiązaniami, których próżno szukać w The Force Unleashed czy Battlefrontach.
"Dawno, dawno temu..."
Gra opowiada historię awanturnika i eks-agenta Imperium Kyle'a Katarna, który chce poznać przyczynę śmierci oraz mordercę swojego ojca - weterana Wojen Klonów i byłego Rycerza Jedi. Rozpoczynamy śledztwo na Nar Shaddaa, szybko dowiadujemy się, że zabójcą jest Inkwizytor o imieniu Jerec, dowodzący świtą władających mocą uczniów, których celem jest odkrycie oraz wykorzystanie legendarnego Valley of the Jedi, by zniszczyć świeżo utworzoną Nową Republikę ( akcja gry ma miejsce jakieś 5 lat po Powrocie Jedi ). Dowiadujemy się też, że aby powstrzymać Jereca, bohater musi sięgnąć po Miecz Świetlny i opanować ścieżki Mocy - zostać strażnikiem "Doliny Jedi", podobnie jak kiedyś był nim jego Ojciec. Produkcja prowadzi gracza przez 21 bardzo zróżnicowanych i rozbudowanych poziomów, z dość konkretną ilością zagadek do rozwiązania oraz przeciwników do pokonania. A nie dość, że sama historia podczas rozgrywki jest wykonana świetnie, to między poziomami mamy absolutnie genialne cut-scenki z wykorzystaniem żywych aktorów grających w trójwymiarowym środowisku - sprawia to wrażenie kompletnego, "Starwarsowego" przeżycia, i uczestniczenia w kolejnym rozdziale filmowej sagi o Rycerzach Jedi. Sama przyjemność z gry i wykonanie każdego elementu także nie rozczarowuje, nawet gracza przyzwyczajonego do grafiki i gameplay'u rodem ze Skyrima. Na szczególne owacje zasługuje wyważenie każdego elementu, dzięki czemu nie ma sytuacji rodem z KotOR czy Force Unleashed, gdzie Miecz Świetlny jest bronią dominującą każde inne narzędzie mordu. W Jedi Knight trzeba się nauczyć, kiedy można pozwolić sobie na walkę mieczem, a kiedy chwycić do ręki blaster i torowac drogę celnymi strzałami z bezpiecznej odległości. Podobnie z zachowaniem realizmu i spójności całego uniwersum SW, które przywrócił dopiero The Old Republic - w Jedi Knight nie można być "dobrym" Jedi, który strzela błyskawicami z palców, by w drugiej chwili użyć leczenia czy tarczy Mocy. Albo wybierasz ścieżkę Ciemnej Strony, i bawisz się błyskawicami i niszczeniem każdego na swojej drodze, albo zostajesz prawdziwym Rycerzem Jedi, potrafiącym się leczyć i skutecznie bronić przed atakami przeciwników.
"Why can't you Jedi just do things the simple way ?"
Oczywiście, nie ma co się czarować - Jedi Knight do najmłodszych gier nie należy, i podczas zabawy to widać. Ale czemu kanciasta grafika ma być przeszkodą w poznaniu najlepszej produkcji w świecie Star Wars, jaka powstała kiedykolwiek ? Filmiki z żywymi aktorami, nieobecna nigdzie indziej spójność i brak kompromisów Uniwersum, zrównoważone bronie, świetne i przyprawiające o ciarki pojedynki na miecze świetlne, wyważony poziom trudności, i niewyobrażalna wręcz miodność i przyjemność obcowania z grą. W moim przypadku jest to produkt marki Star Wars, która ukształtował moje preferencje "bycia Jedi" w każdej następnej historii w Uniwersum SW - od taktyki walki, ulubiony pojazd, aż po kolor miecza świetlnego. Dla każdego fana Star Wars jest to produkcja absolutnie obowiązkowa - i nie ma co się zrażać screenshotami, bo po 10 minutach nie zwraca się na przestarzałą grafikę najmniejszej uwagi, tylko daje się porwać w wir jednej z najlepszych historii w świecie stworzonym przez G. Lucasa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz